Info
Ten blog rowerowy od czerwca 2012 r. prowadzi mih z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 2172.00 kilometrów (plus 1209 km sprzed bloga) w tym 127.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.36 km/h i zwiedzam świat.Więcej o mnie. Niżej goście zliczani od listopada 2012 r.:
Mój rower
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Maj2 - 3
- 2012, Listopad2 - 20
- 2012, Październik8 - 37
- 2012, Wrzesień6 - 19
- 2012, Sierpień11 - 14
- 2012, Lipiec9 - 1
- 2012, Czerwiec5 - 9
Dane wyjazdu:
95.00 km
2.00 km teren
05:13 h
18.21 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Globetrotter
Wszyscy jadą do Nowego Warpna
Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 26.08.2012 | Komentarze 3
To mój pierwszy wyjazd z większą ekipą. Już jakoś w maju podczas masy krytycznej rozdawane były karteczki z zaproszeniem na Zalew Atrakcji i przejazd rowerowy. Ustalamy z Marcinem, że jedziemy. Na forum Rowerowego Szczecina odczytuję dokładne godziny odjazdów z poszczególnych punktów i decyduję się na Głebokie. Przyjeżdżam - nikogo nie ma :/ Trochę lipa myślę, ale ekipa jadąca z Placu Lotników okazuje się sporą grupą i zaczyna być dobrze. Witam się z ludźmi, poznaję kilka osób do tej pory znanych tylko z neta i ruszamy. Trzymam się z Marcinem i jego kolegą Markiem. Prowadzi Siwobrody. W Pilchowie i Tanowie dołączają kolejne osoby, w tym trzy z formacji rowerowej Sama Rama z Polic. Jest coraz lepiej, tempo spokojne, pogoda dopisuje, zapowiadanego deszczu nie ma. Siwobrody z flagą Szczecina pomyka na przedzie, reszta w kolumnie. /zdj. Trendix/
Robimy przerwę w Dobieszczynie.
Stąd remontowaną drogą wytrząsamy się aż do Karszna po masakrycznie dziurawym asfalcie. Milkną rozmowy i żarty, każdy walczy o przetrwanie. Zapas napojów w kufrze podskakuje na wybojach, tłucze się to niemiłosiernie, zwalniam i jadę z tyłu. Po kilku kilometrach mordęgi dojeżdżamy do Karszna i dalej do Nowego Warpna mkniemy po nowym asfalcie. Z tej radości niektórym się przycisnęło i zrobiły się dwie grupy. Na wjeździe witają nas okrzykami i każdy dostaje w rękę zimny napój izotoniczny.
Spinamy rowery, ustalamy warty i idziemy na obchód festynu. Generalnie można i zjeść i zasięgnąć rożnych informacji. Są stowarzyszenia, organizacje pozarządowe, rycerstwo, twórcy ludowi i mnóstwo innych atrakcji. Z tyłu sceny co chwila słychać huk wystrzałów, a ja jako zdeklarowany fanatyk militariów i gier wojennych kieruję tam spiesznie swoje kroki. I tu wielka radość, grupa rekonstrukcyjna wystawia kultowe bronie II Wojny Światowej - karabiny radzieckie mosin, swt, karabin maszynowy DP (Diegtiariow Piechotnyj), pistolety maszynowy Pps i PPsh oraz niemieckie mauser i mp40. Za zupełną darmochę oddaje dwa strzały z oryginalnego mausera z 1944 roku. Cóż, że tylko ślepakami, jest huk, jest dym i kawałek historii w łapie. Tylko ubranie jakieś takie mało pasujące, ale dzisiaj jestem rowerzystą :) /zdj. Marcin/
Na dzień dzisiejszy już niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję. Wracam do rowerów, w międzyczasie ktoś zorganizował bufet, więc ja pilnuje wszystkim dobytku, a Marcin idzie po obiad. Makaron, sosik, pulpeciki i ogórek zjedzone na powietrzu i w doborowym towarzystwie smakują wyśmienicie. Po pewnym czasie robimy wszyscy objazd Nowego Warpna i zaczynamy się zastanawiać nad powrotem.
Tworzą się trzy ekipy - szosowa jadąca na Trzebież, piaskowa jadąca przez Rieth i Niemcy oraz nasza mała trzyosobowa jadąca płytami do Brzózek. Marcin z Markiem nie widzieli Podgrodzia więc odbijamy w lewo. /zdj. Marcin/
Przy sklepie miła pani podarowuje nam przewodniki turystyczne powiatu polickiego. Uzupełniamy płyny i obok plaży jedziemy do Miroszewa, dalej płytami wzdłuż wału przeciwpowodziowego. Tutaj Marek urywa linkę od tylnego hamulca w kolarzówce (wcześniej urwał od przedniego). Stajemy na wale i z braku narzędzi przyczepiamy linkę do ramy, do linki zgrabny patyczek i hamulec awaryjny jest zrobiony. Ciężko to obsługiwać na płytach więc zjeżdżamy już w Warnołęce. Stąd pospiesznie jedziemy w kierunku Szczecina. Mamy nadzieję dogonić grupę główną, ale okazuje się, że nawet ich przegoniliśmy. Długo zajadali ryby w Trzebieży o czym dowiedzieliśmy się w Jasienicy od członków Samej Ramy. Zwalniamy tempo i przed Tanowem doganiają nas. Jedziemy razem do Pilchowa, gdzie robimy pożegnalne zdjęcia i rozdzielamy się. Był to mój pierwszy wyjazd grupowy, na pewno nie ostatni. Ponieważ moje wrodzone oszczędzanie energii nie pozwoliło mi wyciągnąć aparatu przy tylu fotografach dziękuje za przesłane zdjęcia :) /zdj. Trendix/
I jeszcze na koniec pełniejsza i z większa ilością zdjęć relacja Pana Kierownika :) - Siwobrody