Info

avatar Ten blog rowerowy od czerwca 2012 r. prowadzi mih z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 2172.00 kilometrów (plus 1209 km sprzed bloga) w tym 127.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.36 km/h i zwiedzam świat.
Więcej o mnie. Niżej goście zliczani od listopada 2012 r.:

Flag Counter


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mih.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
22.00 km 1.00 km teren
01:22 h 16.10 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Powolne rozkręcanie - Bartoszewo

Środa, 8 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 2

Tym razem trochę dłuższa wycieczka. Pozwoliłem sobie na objazd Bartoszewa w spokojnym tempie. Po 5 miesiącach przerwy jazda na rowerze ponownie bardzo mi się podoba, a znudzone miejsca nabierają nowego, wiosennego blasku. Wczoraj ruszyłem po raz pierwszy i tak zastanawiałem się, czy ciągnąc tego bloga dalej, czy zostawić go w formie jednorocznego wycinka z życia podstarzałego rowerzysty ? Ale niechaj trwa ! Co mam być to będzie. Coś jeszcze mam zamiar zwiedzić i coś jeszcze napiszę.
W Pilchowie zgubiłem ten pypeć od przełączania amortyzatora w tryb szybki i pracy (to już kolejny raz), ale w miarę szybko się zorientowałem i został odnaleziony :) Trzeba go będzie na sznurku przyczepić. Może w weekend jakaś dłuższa wycieczka.

Dane wyjazdu:
12.00 km 5.00 km teren
00:52 h 13.85 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Przebudzenie z zimowego snu

Wtorek, 7 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 1

Wyjątkowo długo trwała zima dla mnie w tym roku. Trzeba było zebrać się w sobie i zacząć jeździć, ale dodatkowe obowiązki ojca jakoś mi w tym nie pomagały. W końcu mając na uwadze dodatkowe zwały tłuszczu na mym ciele, z którymi należało by zacząć walkę, twardo wyciągam rower przed blok. W domu zostawiam żonę z dwu i pół tygodniowym oseskiem (mój syn Jan :) ) i wyruszam na objazd Głebokiego. Na początek wystarczy !
O dziwo nie jest tak źle jak sobie wyobrażałem. Tyłek znośnie, nogi też, płucka całkiem całkiem. Mając na uwadze rozpoczęcie sezonu w tamtym roku i cierpienia z tym związane jestem bardzo zadowolony. Ale prawda jest taka - łatwiej rozkręcić organizm po 5 miesiącach nic nierobienia, jak rok temu po 15 latach :). Po objechaniu jeziora wracam do domu kapać Juniora.

Dane wyjazdu:
39.00 km 0.00 km teren
02:11 h 17.86 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wieża Bismarcka w Szczecinie

Piątek, 16 listopada 2012 · dodano: 16.11.2012 | Komentarze 9



Po dwóch tygodniach przerwy wreszcie wsiadam na rower. Wszystko przez Jaszka, który to tak skutecznie rozpisał się o endorfinach i krzyczeniu ze szczęścia w Bieszczadach, że mnie zmotywował :) Tak mu pozazdrościłem czytając relację dzisiejszej nocy, że po południu ściągnąłem rower do piwnicy, doprowadziłem do porządku łańcuch i przerzutki (kupiłem stojak serwisowy, polecam), ubrałem się ciepło i wyjechałem. Strasznie mi tych endorfin ostatnio brakuje, na szczęście nasi szczecińscy blogerzy potrafią człowieka rozbujać (kiedy już się z lekka okrył jesienią). Wyjazd ot tak sobie, bez specjalnego celu. Najpierw jadę na Głębokie, później Pilchowo, Tanowo i cały czas ścieżką rowerową do Polic. Ludzi na rowerach spotykam raptem dwóch. Na dworze jakoś 1 czy 2 stopnie, zaraz po wyjechaniu z domu zakładam pod kask czapeczkę. Jedzie się fajnie, ale ścieżka znana więc specjalnej radości jakoś nie czuję. W Policach robię zdjęcie takiego oto znaku:

Co dziwne pozostawione na ulicy rozjechane placki świadczą o tym, że nie jest to znak zapomniany przed laty, a krowisie rzeczywiście dwa razy dziennie spacerują sobie na popas. Dalej typowy krajobraz podupadłych północnych dzielnic miasta.



Fabryka Papieru "Szczecin-Skolwin" w północnej dzielnicy Szczecina wytwarzała papier od 1911 do końca 2007. Produkcję rozpoczęła w 1911 jako Feldmühle, Papier- und Zellstoffwerke. Scholwin bei. Stettin i była ówcześnie największą w Europie fabryką papieru. Więcej o niej tutaj

Przy zajezdni tramwajowej linii numer 6 spoglądam w górę na ruiny Wieży Bismarcka i postanawiam wspiąć się na wzgórze. Najpierw mijam tunelik pod torami i natrafiam na drzwi do podziemi.

Tak wyglądało to w roku 2002:



Wspinaczka na wzgórze w ocieplaczach na buty (po śliskich liściach) nie należy do łatwych. Ale jakoś w końcu z bólem łydek wlazłem. Początkowo po zapadłych schodkach później po glebie.

Wieża Bismarcka w Szczecinie (Wieża Gocławska) z tarasem widokowym znajduje się na Zielonym Wzgórzu na szczecińskim osiedlu Gocław. Jest najdroższą z wybudowanych wież Bismarcka. Budowę wieży zainicjowano w 1899 roku, jednak problemy z lokalizacją budowli opóźniły rozpoczęcie budowy (brano pod uwagę Wyspę Grodzką). W 1910 roku rozpisany został konkurs na projekt wieży. Do realizacji wybrano projekt autorstwa Wilhelma Kreisa wzorowany na mauzoleum Teodoryka w Rawennie i grobowcu Cecylii Metelli. Kamień węgielny położono w 1913 roku. 10 sierpnia 1921 roku odbyło się uroczyste otwarcie wieży.


Obecnie wieża nie jest dostępna do zwiedzania. W latach moich studiów lubiłem na nią przychodzić. Z kopuły dobrze było słychać koncerty na Wałach i pięknie latały fajerwerki. Gorzej się schodziło w ciemnościach :) Wieża w roku 2002:


Wtedy można było zobaczyć środek:






Zjazd ze wzgórza odnalazłem dużo lepszy jak podejście:

Wyjazd następuje z ulicy Narciarskiej, podoba mi się ta kamieniczka:

Chowam aparat do torby i nową obwodnicą miasta, a właściwie ścieżkami rowerowymi wzdłuż niej i ulicy Arkońskiej wracam sobie do domu. Zmarzłem, ale kilka endorfinek złapałem :)

Dane wyjazdu:
112.00 km 0.00 km teren
05:44 h 19.53 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Zaduszki Szczecin - Łobez

Piątek, 2 listopada 2012 · dodano: 03.11.2012 | Komentarze 11



Pomysł przejazdu ze Szczecina do rodzinnego Łobza (lub odwrotnie) chodził za mną od marca tego roku, czyli od czasu jak zacząłem ponownie jeździć na rowerze. Jakby sięgnąć pamięcią wstecz to właściwie myślałem o tym od czasu wybrania się na studia. Nie miałem wtedy jednak gdzie trzymać roweru i tak jakoś czekałem z tym kilkanaście lat. Symbolicznie zdecydowałem się na Dzień Zaduszny. Mam do do zapalania kilka zniczy. Ze Szczecina zabieram dwa - dla najbliższych. Trasę ustalam bokami, aby uniknąć ruchu związanego z długim weekendem. Wstaję wcześnie (jak dla mnie) i o godzinie 7:20 wyjeżdżam z domu. Wczoraj chciałem doprowadzić rower do porządku jakimś badziewiastym środkiem z marketu i zamiast nasmarować łańcuch i przerzutki wypłukałem je chyba do czysta. Coś przeskakuje, przerzutka zacina się i przy zjeździe do Arkonki zbyt mocno naciskam przedni hamulec. Nie ma jak gleba na rozbudzenie. Przez liście na na liście, przynajmniej miękko. Ładnie się zaczyna, myślę sobie. Pozbierałem graty do torby, otrzepałem się i jadę dalej. Słońce wschodzi coraz wyżej:

Z sakwami dużo ciężej się jedzie. Pierwszy postój na plaży w Dąbiu:

Nad rzeczką Chełszczącą napotykam pomnik upamiętniający ofiary I Wojny Światowej. Dziwne trochę miejsce, ale tu znalazłem wytłumaczenie jego historii.

Przez Kliniska przebijam się na drugą stronę drogi ekspresowej nr 3, dalej Strumiany, na chwilę wskakuję na drogę w kierunku Chociwla i czym prędzej z niej uciekam w lewo do Przemocza. W Przemoczu chwila na fotkę kościoła z XV wieku i naprzeciwko kościoła ślad pogańskich tradycji:


Na polach trwają prace przy ostatnich wykopkach, przy drogach leżą całe kopy zbiorów, tu góra buraków przed wsią Darż.

Mijam kościół z pomnikiem, niestety brama zamknięta łańcuchem:

Po opuszczeniu Darż w oddali widzę już kościół w Maszewie, to w końcu tylko 4 km.

Maszewo wprost pachnie średniowieczem. Kamienne mury obronne jak przed wiekami określają granice grodu. Zbudowane z ułożonych warstwowo kamieni granitowych i cegły wzniesione zostały na przełomie XIII i XIV w.



Kościół budowany od XII do połowy XV wieku jest budowlą gotycką:


Ciekawe dokąd prowadzą te małe drzwiczki ?

Wjazdu do miasta broniły dwie bramy - przy jednej z nich wzniesiono wysmukłą, cylindryczną basztę przykrytą stożkowatym hełmem, nazwaną później Francuską.

Pokręciłem się trochę po pięknym ryneczku i ponieważ zaczyna mi być naprawdę zimno ruszam szybko dalej.
W Janikowie mijam kościół neogotycki z drewnianą wieżą:

W Wojtaszycach kościół z przełomu XVI/XVII w. zbudowany z głazów narzutowych, przed kościołem pomnik ofiar Wielkiej Wojny:

Jadąc tak przez podupadające polskie wsie docieram w końcu do Dobrej. Od razu skręcam w lewo do ruin zamku Dewitzów położonych na niewielkim wzgórzu. Zamek został wzniesiony pod koniec XIV wieku przez Gerharda von Dewitz na ruinach starszego zniszczonego przez Brandenburczyków. Rozmach przedsięwzięcia przyczynił się wkrótce do powstania najpotężniejszego w XV w. świeckiego zamku rycerskiego w księstwie.




Ciekawe co to za dziura ?


Ze wzgórza mamy dobry widok na kościół św. Klary w Dobrej. Powstał w trzech etapach. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1461 r.



Za Dobrą widać jeszcze tory kolei wąskotorowej, dawno nieczynnej i w większości rozebranej. Tu niedaleko na którymś ze stromych zjazdów osiągam prędkość 58 km/h, niezła adrenalina :

I wciąż dalej i dalej:

W końcu docieram do wsi Strzmiele. Strzemiele tak jak i Łobez powiązane są z rodem von Borck. Pierwsze wzmianki o Łobzie pochodzą z 1271. Jest w nich mowa o rycerzu Wolfie Borko jako panu na Łobzie - "dominus de Lobis". Borkowie byli właścicielami miasta i okolic. W Strzmielach powstał zamek zwany „Wilczym Gniazdem". Symbolem osady został zachowany do dziś herb z wizerunkiem biegnącego wilka z koroną na łbie (aktualny herb Łobza).
We wsi po lewej stronie głównej drogi stoi ceglany kościół, a za nim znajduje się dwór wybudowany po wiekach w miejscu zamku.


Z rodu Borków pochodziła znana z urody Sydonia, której historia przez lata obrosła legendą. W pamięci potomnych zapisała się jako pomorska czarownica. W swoim czasie poznała księcia Ernesta Ludwika z rodu Gryfitów, który przyobiecał jej małżeństwo poprzez oswiadczyny. Na mezalians jednak nie zgodziła się rodzina książęca i do małżeństwa nie doszło. Książę poślubił pannę równą sobie stanem, a zrozpaczona Sydonia opuszczając dwór książęcy głośno przeklęła cały ród Gryfitów. Przez lata kolejni przedstawiciele rodu umierali młodo lub bezdzietnie. W otoczeniu dworu zaczęto szukać przyczyny takiego stanu rzeczy. Przypomniano wówczas „klątwę”, rzuconą ongiś przez młodą szlachciankę. Wyjaśnienie było proste - Sydonia jest czarownicą. Na mękach przyznała się do winy i 1 września 1620 r. pod murami Szczecina została ścięta mieczem, a następnie spalona na stosie. Jej prochy zostały rozsypane. Stracenie Sydonii nie powstrzymało jednak fatum ciążącego nad Gryfitami. W 1637 r. zmarł bezpotomnie ostatni z dynastii książęcej, a Księstwo Zachodniopomorskie przestało istnieć.

Po chwili refleksji na losem Sydoni wsiadam na rower by przebyć ostatnie kilometry dzielące mnie od Łobza. Pod ogromną górę zwaną "dalnowską" rower już prowadzę. Dokucza mi kolano, jestem zmarznięty i zmęczony. Po drodze mało odpoczywałem, ze względu na chłód który szybko wchodził pod bluzę. Jadę na cmentarz zapalić znicze. Pomimo wywrotki na początku drogi jakimś cudem są całe. Tu jeszcze łobeskie lapidarium:


Teraz czas na obiad i kąpiel, pedałuję do domu rodziców. Wieczorem idę do mojego przyjaciela Gucia na nocne Polaków rozmowy. W jego artystycznej pracowni malarskiej wśród zapachu farby popijamy piwko, a papierosy palę po pół. Polecam galerię. Powrót do domu w sobotę ze względu na kolano odbywam już samochodem.

Podróż tą poświęciłem pamięci Remka - mojego Przyjaciela z dzieciństwa i Jego Ojca. Z pierwszym odbyłem swoją dziewiczą wielokilometrową wycieczkę rowerową. Drugi był jednym z pomysłodawców i organizatorów Łobeskiego Maratonu Rowerowego. Od lat maraton nazwany jest Jego imieniem.

Dane wyjazdu:
34.00 km 0.00 km teren
01:42 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Krótko do Bartoszewa

Niedziela, 28 października 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 6



Miałem ochotę jechać z grupą na wycieczkę z Gryfina przez Puszczę Bukową do Szczecina, ale wstać o 7:00 w niedzielę jest dla mnie niemożliwością. Żałuję, ale sobie odpuszczam, pomimo, że sobotę spędziłem na naprawianiu mojej torby po małym dzwonie. Za pomocą prostych narzędzi z kawałka sklejki zmontowałem takie coś:

Z zewnątrz nie widać, a sztywność została zachowana, posłuży do czasu pospawania ramki. Dzisiaj o godzinie 13:00 wyszedłem z psem na spacer i stwierdziłem, że taka pogoda może się szybko nie zdarzyć i jednak muszę gdzieś wyskoczyć. Wsiadam na rower i jadę najpierw na Głębokie, dalej na Wołczkowo i do Dobrej. Wreszcie prawie w ciszy - po wczorajszym popsikaniu siodełka Ballistolem ustało jego męczące skrzypienie. Trzeba by zadbać o łańcuch, bo teraz on o sobie przypomina. Przed samą Dobrą czuję, że chyba zamarzają mi stawy skokowe i czym prędzej zakładam ochraniacze na buty. Teraz znacznie cieplej. Po prawej stronie drogi widzę rząd ściętych topoli i biednego dzięcioła, który nie może się z tą stratą pogodzić. Moja żona stwierdziła, że to drzewo musiało być jego ulubione :D :

Zajeżdżam na teren kościoła, gdzie po raz kolejny fotografuję tablice upamiętniającą niemieckie ofiary I Wojny Światowej. Po wojnie niemal w każdej wsi budowano takie pomniki dla uczczenia mieszkańców, którzy nie wrócili do swych domów.

Kiedy wyjeżdżam na drogę by udać się w nieznanym kierunku spotykam Anię voZan, Jewtiego i Leszka na szosówkach. Zachęcają mnie, abym jechał z nimi do Bartoszewa. Jak obiecali, że zwolnią do 25 km/h to chętnie dołączam. Na miejscu czekamy na Siwobrodego i Janę z Arturem. W międzyczasie Ania z Leszkiem uciekają do domu.

Zostaje nas piątka i zaczynają się poważne obrady :) Z zaciekawieniem przysłuchuję się rozmowie. Zebranie jest oficjalne i ma na celu omówienie szczegółów spotkania przedstawicieli grupy Szczecin na Rowerach z pracownikami UM (w celu zainicjowania współpracy). Jewti okazuje się hojnym sponsorem i funduje wszystkim herbatę/kawę i pyszne ciasto, zatem w słabo grzejącym słońcu siedzi się bardzo przyjemnie. Ukradłem Lechowi dwa zdjęcia:)


Jak już zaczęło się robić naprawdę zimno Siwobrody jedzie do Pilchowa, a my już tylko w czwórkę wracamy z powrotem do Dobrej i przez Wołczkowo, Bezrzecze do Szczecina.

W Krzekowie się rozstajemy i już sam pedałuje do domu. Wyjazd krótki, w miłym towarzystwie, piękna pogoda, rześko :)

Dane wyjazdu:
15.00 km 0.00 km teren
01:09 h 13.04 km/h:
Maks. pr.:28.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Październikowa Masa Krytyczna

Piątek, 26 października 2012 · dodano: 26.10.2012 | Komentarze 3

Prosto z pracy jadę na Masę Krytyczną. Całkiem sporo osób się zebrało. Z kilkoma znajomymi się witam, dwoje nowych oficjalnie poznaję :) Masa dla pasa na ul. Słowackiego, którego mimo obietnic nie zrobiono. Szczerze powiedziawszy lepsza byłaby droga rowerowa na połowie chodnika, którym i tak mało kto chodzi, a szerokość spora. Ale co tam, ważne by się w miłej atmosferze przejechać po mieście (na złość kierowcom he,he, he :p). Szybko robi się ciemno więc i zdjęć niewiele. Zimno. Do końca dojechało chyba połowa spośród początkowej grupy rowerzystów. Jak już byliśmy na Mickiewicza to z powodu głodu poważnie się zastanawiałem nad ucieczką do domu. Skoro jednak pojechałem z Marcinem to i razem wrócimy. I tyle: Marcin i ja po powrocie na miejsce zbiórki. Do zobaczenie za miesiąc.


I tu nas widać z tyłu. Zdjęcie robione przez Yogiego z RS.


Dane wyjazdu:
6.00 km 0.00 km teren
00:20 h 18.00 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do pracy przed masą

Piątek, 26 października 2012 · dodano: 26.10.2012 | Komentarze 0

Ponieważ dzisiaj pracuję do godziny 18:00 do pracy jadę rowerem, żeby zdążyć na Masę Krytyczną. Piękne jesienne słońce, na dworze 1 stopień C. Jedzie się naprawdę miło. Liście leżące na ścieżkach i drogach dwukrotnie próbowały mnie do siebie zbliżyć, ale im się nie udało :)
Kategoria 8. Praca


Dane wyjazdu:
35.00 km 3.00 km teren
01:55 h 18.26 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Na grzyby

Czwartek, 25 października 2012 · dodano: 25.10.2012 | Komentarze 8

Dwa tygodnie bez roweru, brak pogody, brak czasu i wreszcie dzisiaj wsiadam na siodełko. Wyjazd miał być gdzieś na północ, ale wieje akurat z północy i czuję, że kondycja lekko spadła. Zaczyna się prawie fajnie, pełnymi kolorowych liści ścieżkami jadę w kierunku Tanowa. Jesienna Goplana:

I przy Głębokim:

Jednak zaraz za Tanowem zaczyna padać. Najpierw twardo moknę, później siedzę z 20 minut pod wiatą autobusową zastanawiając się czy jechać dalej czy wracać. Morale spadają na łeb, na szyję. I wtedy wpadłem na pomysł - jadę na grzyby ! Rowerem wjadę tam, gdzie nie dopchają się samochodami, a zatem grzyby będę zbierał, a nie rozpaczliwie ich szukał :)
Wjeżdżam w drogę pożarową nr 27 i dalej nie powiem :) Ocieplacze na buty jako kalosze sprawdzają się całkiem dobrze tzn. lewy dobrze, a prawy przemaka. Po jakieś godzince miłego wędrowania


stwierdzam, że wystarczy. Przemoczone ubranie jakoś nie nastraja do dłuższego buszowania w krzakach. Wracam powoli trzymając reklamówkę z grzybami w ręce. W Pilchowie zagapiłem się trochę i nie zahamowałem na czas przed słupkiem na środku ścieżki rowerowej (jak hamować nie mając ręki na kierownicy ?) Można powiedzieć, że zaliczyłem małego dzwona. Rusztowanie od torby się pogięło i rama po całości odrapana :(

Przy próbie prostowania pękła ta konstrukcja w sześciu punktach. Ciekawe kto mi to teraz pospawa :/ ?
Piszę te słowa wsłuchany w szum suszarki dochodzący z kuchni, a zapach grzybów unosi się w powietrzu. Klimatycznie.

Dane wyjazdu:
65.00 km 0.00 km teren
03:08 h 20.74 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Droga pożarowa nr 14 do Trzebieży, test Airzound

Niedziela, 14 października 2012 · dodano: 14.10.2012 | Komentarze 7



Przyszły chłodniejsze dni. W kufrze ubyła jedna butelka wody. Wyrzuciłem też U-locka o wadze 2,5 kg oraz linkę, ponieważ i tak tego nie używałem, a tłukło się niemiłosiernie i ..... wreszcie średnia powyżej 20 km/h :) Ciśnienia na prędkość nigdy nie czułem, ale jak już się udało to się chwalę :p
Wyjazd dzisiejszy miał na celu sprawdzenia jak wygląda droga leśna nr 14 prowadząca od szosy Tanowo - Dobieszczyn do Trzebieży. Na mapie wyglądała ok, ale jak jest w rzeczywistości ? Kilka razy zaczynałem nią jechać, ale nigdy do samej Trzebieży. Wśród rowerzystów popularna jest droga nr 27, jednak jak dla mnie droga nr 14 ma równie dużo, jak nie więcej uroku. Dojeżdżam do skrętu w lewo na Zalesie i skręcam ... w prawo. Znajduje się tu taki mały parking leśny i zaczyna się:

W tym miejscu droga jest częścią Szlaku Czerwonego Puszczy Wkrzańskiej im. Stefana "Taty" Kaczmarka. Po drodze można z powodzeniem zbierać grzyby (mało ludzi), chociaż pomimo zakazu samochodów nie brakuje. Nie dziwię się leśnikom, że zmuszeni są do ustawiania szlabanów.
Na najbliższym skrzyżowaniu szklak czerwony prowadzi w lewo do Jeziora Piaski, a ja kieruję się dalej Szlakiem Zielonym Ornitologów. Tu też już byłem, ale odbiłem na Karpin (relacja) zatem zaraz za kierunkowskazem do wsi jadę przez ziemie na których moja stopa jeszcze nie stała. Stopa, a właściwie opona. Są miejsca na trasie, gdzie Puszcza Wkrzańska znacznie przypomina Puszczę Bukową, brak jedynie tylu przewyższeń.



Nieco za Drogoradzem (mijamy bokiem) szlak zielony skręca w prawo na piachy, a ja cisnę prosto Szlakiem Czarnym Parków i Pomników Przyrody.

Za chwilę jestem już w Trzebieży przy nadleśnictwie i dojeżdżam do szosy w kierunku Nowego Warpna (ten szuter to jakieś końcowe 500 m, cała trasa piękny asfalcik, prawie jak w Niemczech) :

Rzut oka w tył, tu należy skręcić z szosy by wygodnie dojechać do Tanowa.

Naprzeciwko tej drogi jest kierunkowskaz "Plaża" i tam też robię mały postój.

Stąd już pedałuję prosto do Jasienicy, objeżdżam zakłady chemiczne z prawej strony i wracam do szosy na Tanowo. Po drodze postanawiam jeszcze zrobić małą prezentację klaksonu na sprężone powietrze Airzound, którego dzisiaj także namiętnie używałem :D Specjalnie dla Mirka srk23, ale myślę, że wielu innych rowerzystów też zaciekawi (i stanie się obiektem pożądania :) ) Miny kierowców BEZCENNE. Cena - 99 zł to jedyny minus :/ Trochę ta moja wypowiedź nieskładna, ale na szybko i pełna improwizacja :) :



Klakson na sprężone powietrze, pompowany zwykłą pompką z wentylem samochodowym do 5,5 bar. Powietrze sprężane jest w butelce, długość wężyka 80 cm. W zestawie oczywiście klakson i butelka z wężykiem oraz rzep do mocowania butelki do ramy i uchwyt na kierownicę. To nie jest maksymalna moc, przed prezentacją klakson był kilkakrotnie użyty.

Dane wyjazdu:
70.00 km 4.00 km teren
04:07 h 17.00 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szlak Bielika, ptasi sejmik, trzeci tysiąc kilometrów

Czwartek, 11 października 2012 · dodano: 11.10.2012 | Komentarze 4



Wyjazd zupełnie bez celu. No może mały, pierwszy cel jest - Cmentarz Centralny. Ostatnio modny, bo nabiera kolorów. Nabiera powoli, bo na moich zdjęciach niestety ich jeszcze mało:

Cmentarz wojenny i groby żołnierzy polskich:

A z drugiej strony żołnierze radzieccy. Kwatera wojenna znajduje się na głównej osi widokowej cmentarza, pomiędzy kaplicą, a Pomnikiem Braterstwa Broni (po lewej w dali). Spoczywa tu łącznie 3379 żołnierzy: 367 żołnierzy polskich (w tym 203 nieznanych) i 3012 żołnierzy radzieckich (2586 nieznanych):

Po opuszczeniu cmentarza jadę dalej w kierunku Pomorzan i kręcę się trochę wokół elektrowni szukając drogi do Autostrady Poznańskiej. W końcu jednak cofam się około 200 m i zjeżdżam w prawo ostro z górki do ul. Szczawiowej. Tu niebawem mijam ciekawy wiadukt ze świetlikiem. Wiadukt jest obiektem inżynierskim ukończonej w 1933 r. tzw. Guterumgehungsbahn czyli kolejowej obwodnicy Szczecina, której zadaniem było odciążenie Szczecina Głównego od ruchu towarowego. W fundamentach tego betonowego kolosa, po jego obydwóch stronach znajdują się owalne otwory przez które przepływa rzeczaka Bukowa (Buckowbach). Sam most widać, że miał być szerszy, czyli powinniśmy patrzeć na niego jak na tunel. Stąd byłby sens świetlika w górze.



Po dojechaniu do Autostrady Poznańskiej postanawiam odwiedzić Szlak Bielika, chociaż po przejechaniu go wiosną powiedziałem nigdy więcej. Przekonał mnie fakt, że nie odwiedziłem wtedy ostatniego, pięknego punku z widokiem na Gryfino. Zatem po kolei Siadło Dolne:

Rezerwat przyrody Wzgórze Widokowe nad Międzyodrzem, z widokiem ze stożkowatego wzniesienie Morenka o wysokości względnej około 35 m:


Tu po raz pierwszy postanowiłem nakręcić filmik jako element bloga (smartphone Nokia N8):

Po zjechaniu z wzgórza ponownie wspinam się pod górę tym razem po najgorszym wzniesieniu na szlaku. Nienawidzę go szczerze! Podjazd,a właściwie podejście powoduje jak zwykle wyplucie płuc :/

Dalej już jest lepiej:

W Moczyłach nie zjeżdżam do rzeki, bo za chwilę czekałby mnie i tak podjazd tylko jadę prosto na Kamieniec:

W tym miejscu jakoś mija trzeci tysiąc kilometrów tego roku (część nie była nierejestrowana w Bikestats). Na kierownicy wczorajszy zakup - Airzound, klakson na sprężone powietrze (to przez Groma i Janusza). Musze przyznać, ze użyty dzisiaj wielokrotnie :) Mój instruktor jazdy mówił mi zawsze: "Masz k... trąbę, to trąb !" Prawko zdałem za czwartym razem, ale ta nauka utkwiła mi w pamięci do dziś. Czuję się bezpieczniej kiedy mogę zastopować samochód wymuszający na mnie pierwszeństwo przeciągłym rykiem tego urządzenia :) Na zdjęciu też widoczne nitki babiego lata.

Jadę dalej do Pargowa, gdzie fotografuję ruiny kościoła z XIV wieku, z pięknie zachowanym herbem rodziny von Blumennthal na ścianie frontowej.


A to wspomniany widok przy samej granicy, dla którego odbyłem wycieczkę Szlakiem Bielika, tym razem ostatnią, obiecuję ! Szlak nieutwardzony - szuter i kamienie wciąż luźne, no może oprócz miejsc ubitych jako tako przez ciągniki rolnicze (wyraźne ślady przy polach). Do tego wiraże zryte motorami lub samochodami terenowymi, wszelkie zabezpieczenia objechano bokiem. Jednym słowem mimo pięknych okoliczności przyrody wnerw totalny. I żal.


Dalej na chwilę przeskakuję na niemiecką stronę. W okolicy Neurochlitz słyszę krzyki setek ptaków gotujących się do odlotu. Zebrały się tu na ptasim sejmiku.

Postanawiam nakręcić to zbiegowisko z bliska. We wsi skręcam w prawo i pomimo jakieś tabliczki z napisem przy drodze wbijam się na pola. Nie mam pojęcia co to był za napis, pocieszam się tylko, że nie "Achtung Minen" :) Na szczęście nikt mnie nie pogonił i udało się nakręcić taki filmik:

To moje pierwsze spotkanie z tak dużą grupą ptaków (na 99% żurawi). Napawa mnie to dużą radością, a jednocześnie pewnym smutkiem z powodu nadchodzącej zimy. Kolejny rok mija bezpowrotnie. Szarpany zmiennymi uczuciami pedałuję przez Kołbaskowo, Smolęcin, Będargowo,Stobno i Mierzyn do domu. Zimno.