Info

avatar Ten blog rowerowy od czerwca 2012 r. prowadzi mih z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 2172.00 kilometrów (plus 1209 km sprzed bloga) w tym 127.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.36 km/h i zwiedzam świat.
Więcej o mnie. Niżej goście zliczani od listopada 2012 r.:

Flag Counter


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mih.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

2. Puszcza Wkrzańska i północ

Dystans całkowity:890.00 km (w terenie 49.00 km; 5.51%)
Czas w ruchu:48:51
Średnia prędkość:18.22 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:63.57 km i 3h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
39.00 km 0.00 km teren
02:11 h 17.86 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wieża Bismarcka w Szczecinie

Piątek, 16 listopada 2012 · dodano: 16.11.2012 | Komentarze 9



Po dwóch tygodniach przerwy wreszcie wsiadam na rower. Wszystko przez Jaszka, który to tak skutecznie rozpisał się o endorfinach i krzyczeniu ze szczęścia w Bieszczadach, że mnie zmotywował :) Tak mu pozazdrościłem czytając relację dzisiejszej nocy, że po południu ściągnąłem rower do piwnicy, doprowadziłem do porządku łańcuch i przerzutki (kupiłem stojak serwisowy, polecam), ubrałem się ciepło i wyjechałem. Strasznie mi tych endorfin ostatnio brakuje, na szczęście nasi szczecińscy blogerzy potrafią człowieka rozbujać (kiedy już się z lekka okrył jesienią). Wyjazd ot tak sobie, bez specjalnego celu. Najpierw jadę na Głębokie, później Pilchowo, Tanowo i cały czas ścieżką rowerową do Polic. Ludzi na rowerach spotykam raptem dwóch. Na dworze jakoś 1 czy 2 stopnie, zaraz po wyjechaniu z domu zakładam pod kask czapeczkę. Jedzie się fajnie, ale ścieżka znana więc specjalnej radości jakoś nie czuję. W Policach robię zdjęcie takiego oto znaku:

Co dziwne pozostawione na ulicy rozjechane placki świadczą o tym, że nie jest to znak zapomniany przed laty, a krowisie rzeczywiście dwa razy dziennie spacerują sobie na popas. Dalej typowy krajobraz podupadłych północnych dzielnic miasta.



Fabryka Papieru "Szczecin-Skolwin" w północnej dzielnicy Szczecina wytwarzała papier od 1911 do końca 2007. Produkcję rozpoczęła w 1911 jako Feldmühle, Papier- und Zellstoffwerke. Scholwin bei. Stettin i była ówcześnie największą w Europie fabryką papieru. Więcej o niej tutaj

Przy zajezdni tramwajowej linii numer 6 spoglądam w górę na ruiny Wieży Bismarcka i postanawiam wspiąć się na wzgórze. Najpierw mijam tunelik pod torami i natrafiam na drzwi do podziemi.

Tak wyglądało to w roku 2002:



Wspinaczka na wzgórze w ocieplaczach na buty (po śliskich liściach) nie należy do łatwych. Ale jakoś w końcu z bólem łydek wlazłem. Początkowo po zapadłych schodkach później po glebie.

Wieża Bismarcka w Szczecinie (Wieża Gocławska) z tarasem widokowym znajduje się na Zielonym Wzgórzu na szczecińskim osiedlu Gocław. Jest najdroższą z wybudowanych wież Bismarcka. Budowę wieży zainicjowano w 1899 roku, jednak problemy z lokalizacją budowli opóźniły rozpoczęcie budowy (brano pod uwagę Wyspę Grodzką). W 1910 roku rozpisany został konkurs na projekt wieży. Do realizacji wybrano projekt autorstwa Wilhelma Kreisa wzorowany na mauzoleum Teodoryka w Rawennie i grobowcu Cecylii Metelli. Kamień węgielny położono w 1913 roku. 10 sierpnia 1921 roku odbyło się uroczyste otwarcie wieży.


Obecnie wieża nie jest dostępna do zwiedzania. W latach moich studiów lubiłem na nią przychodzić. Z kopuły dobrze było słychać koncerty na Wałach i pięknie latały fajerwerki. Gorzej się schodziło w ciemnościach :) Wieża w roku 2002:


Wtedy można było zobaczyć środek:






Zjazd ze wzgórza odnalazłem dużo lepszy jak podejście:

Wyjazd następuje z ulicy Narciarskiej, podoba mi się ta kamieniczka:

Chowam aparat do torby i nową obwodnicą miasta, a właściwie ścieżkami rowerowymi wzdłuż niej i ulicy Arkońskiej wracam sobie do domu. Zmarzłem, ale kilka endorfinek złapałem :)

Dane wyjazdu:
65.00 km 0.00 km teren
03:08 h 20.74 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Droga pożarowa nr 14 do Trzebieży, test Airzound

Niedziela, 14 października 2012 · dodano: 14.10.2012 | Komentarze 7



Przyszły chłodniejsze dni. W kufrze ubyła jedna butelka wody. Wyrzuciłem też U-locka o wadze 2,5 kg oraz linkę, ponieważ i tak tego nie używałem, a tłukło się niemiłosiernie i ..... wreszcie średnia powyżej 20 km/h :) Ciśnienia na prędkość nigdy nie czułem, ale jak już się udało to się chwalę :p
Wyjazd dzisiejszy miał na celu sprawdzenia jak wygląda droga leśna nr 14 prowadząca od szosy Tanowo - Dobieszczyn do Trzebieży. Na mapie wyglądała ok, ale jak jest w rzeczywistości ? Kilka razy zaczynałem nią jechać, ale nigdy do samej Trzebieży. Wśród rowerzystów popularna jest droga nr 27, jednak jak dla mnie droga nr 14 ma równie dużo, jak nie więcej uroku. Dojeżdżam do skrętu w lewo na Zalesie i skręcam ... w prawo. Znajduje się tu taki mały parking leśny i zaczyna się:

W tym miejscu droga jest częścią Szlaku Czerwonego Puszczy Wkrzańskiej im. Stefana "Taty" Kaczmarka. Po drodze można z powodzeniem zbierać grzyby (mało ludzi), chociaż pomimo zakazu samochodów nie brakuje. Nie dziwię się leśnikom, że zmuszeni są do ustawiania szlabanów.
Na najbliższym skrzyżowaniu szklak czerwony prowadzi w lewo do Jeziora Piaski, a ja kieruję się dalej Szlakiem Zielonym Ornitologów. Tu też już byłem, ale odbiłem na Karpin (relacja) zatem zaraz za kierunkowskazem do wsi jadę przez ziemie na których moja stopa jeszcze nie stała. Stopa, a właściwie opona. Są miejsca na trasie, gdzie Puszcza Wkrzańska znacznie przypomina Puszczę Bukową, brak jedynie tylu przewyższeń.



Nieco za Drogoradzem (mijamy bokiem) szlak zielony skręca w prawo na piachy, a ja cisnę prosto Szlakiem Czarnym Parków i Pomników Przyrody.

Za chwilę jestem już w Trzebieży przy nadleśnictwie i dojeżdżam do szosy w kierunku Nowego Warpna (ten szuter to jakieś końcowe 500 m, cała trasa piękny asfalcik, prawie jak w Niemczech) :

Rzut oka w tył, tu należy skręcić z szosy by wygodnie dojechać do Tanowa.

Naprzeciwko tej drogi jest kierunkowskaz "Plaża" i tam też robię mały postój.

Stąd już pedałuję prosto do Jasienicy, objeżdżam zakłady chemiczne z prawej strony i wracam do szosy na Tanowo. Po drodze postanawiam jeszcze zrobić małą prezentację klaksonu na sprężone powietrze Airzound, którego dzisiaj także namiętnie używałem :D Specjalnie dla Mirka srk23, ale myślę, że wielu innych rowerzystów też zaciekawi (i stanie się obiektem pożądania :) ) Miny kierowców BEZCENNE. Cena - 99 zł to jedyny minus :/ Trochę ta moja wypowiedź nieskładna, ale na szybko i pełna improwizacja :) :



Klakson na sprężone powietrze, pompowany zwykłą pompką z wentylem samochodowym do 5,5 bar. Powietrze sprężane jest w butelce, długość wężyka 80 cm. W zestawie oczywiście klakson i butelka z wężykiem oraz rzep do mocowania butelki do ramy i uchwyt na kierownicę. To nie jest maksymalna moc, przed prezentacją klakson był kilkakrotnie użyty.

Dane wyjazdu:
95.00 km 2.00 km teren
05:13 h 18.21 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wszyscy jadą do Nowego Warpna

Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 26.08.2012 | Komentarze 3



To mój pierwszy wyjazd z większą ekipą. Już jakoś w maju podczas masy krytycznej rozdawane były karteczki z zaproszeniem na Zalew Atrakcji i przejazd rowerowy. Ustalamy z Marcinem, że jedziemy. Na forum Rowerowego Szczecina odczytuję dokładne godziny odjazdów z poszczególnych punktów i decyduję się na Głebokie. Przyjeżdżam - nikogo nie ma :/ Trochę lipa myślę, ale ekipa jadąca z Placu Lotników okazuje się sporą grupą i zaczyna być dobrze. Witam się z ludźmi, poznaję kilka osób do tej pory znanych tylko z neta i ruszamy. Trzymam się z Marcinem i jego kolegą Markiem. Prowadzi Siwobrody. W Pilchowie i Tanowie dołączają kolejne osoby, w tym trzy z formacji rowerowej Sama Rama z Polic. Jest coraz lepiej, tempo spokojne, pogoda dopisuje, zapowiadanego deszczu nie ma. Siwobrody z flagą Szczecina pomyka na przedzie, reszta w kolumnie. /zdj. Trendix/

Robimy przerwę w Dobieszczynie.


Stąd remontowaną drogą wytrząsamy się aż do Karszna po masakrycznie dziurawym asfalcie. Milkną rozmowy i żarty, każdy walczy o przetrwanie. Zapas napojów w kufrze podskakuje na wybojach, tłucze się to niemiłosiernie, zwalniam i jadę z tyłu. Po kilku kilometrach mordęgi dojeżdżamy do Karszna i dalej do Nowego Warpna mkniemy po nowym asfalcie. Z tej radości niektórym się przycisnęło i zrobiły się dwie grupy. Na wjeździe witają nas okrzykami i każdy dostaje w rękę zimny napój izotoniczny.

Spinamy rowery, ustalamy warty i idziemy na obchód festynu. Generalnie można i zjeść i zasięgnąć rożnych informacji. Są stowarzyszenia, organizacje pozarządowe, rycerstwo, twórcy ludowi i mnóstwo innych atrakcji. Z tyłu sceny co chwila słychać huk wystrzałów, a ja jako zdeklarowany fanatyk militariów i gier wojennych kieruję tam spiesznie swoje kroki. I tu wielka radość, grupa rekonstrukcyjna wystawia kultowe bronie II Wojny Światowej - karabiny radzieckie mosin, swt, karabin maszynowy DP (Diegtiariow Piechotnyj), pistolety maszynowy Pps i PPsh oraz niemieckie mauser i mp40. Za zupełną darmochę oddaje dwa strzały z oryginalnego mausera z 1944 roku. Cóż, że tylko ślepakami, jest huk, jest dym i kawałek historii w łapie. Tylko ubranie jakieś takie mało pasujące, ale dzisiaj jestem rowerzystą :) /zdj. Marcin/

Na dzień dzisiejszy już niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję. Wracam do rowerów, w międzyczasie ktoś zorganizował bufet, więc ja pilnuje wszystkim dobytku, a Marcin idzie po obiad. Makaron, sosik, pulpeciki i ogórek zjedzone na powietrzu i w doborowym towarzystwie smakują wyśmienicie. Po pewnym czasie robimy wszyscy objazd Nowego Warpna i zaczynamy się zastanawiać nad powrotem.

Tworzą się trzy ekipy - szosowa jadąca na Trzebież, piaskowa jadąca przez Rieth i Niemcy oraz nasza mała trzyosobowa jadąca płytami do Brzózek. Marcin z Markiem nie widzieli Podgrodzia więc odbijamy w lewo. /zdj. Marcin/

Przy sklepie miła pani podarowuje nam przewodniki turystyczne powiatu polickiego. Uzupełniamy płyny i obok plaży jedziemy do Miroszewa, dalej płytami wzdłuż wału przeciwpowodziowego. Tutaj Marek urywa linkę od tylnego hamulca w kolarzówce (wcześniej urwał od przedniego). Stajemy na wale i z braku narzędzi przyczepiamy linkę do ramy, do linki zgrabny patyczek i hamulec awaryjny jest zrobiony. Ciężko to obsługiwać na płytach więc zjeżdżamy już w Warnołęce. Stąd pospiesznie jedziemy w kierunku Szczecina. Mamy nadzieję dogonić grupę główną, ale okazuje się, że nawet ich przegoniliśmy. Długo zajadali ryby w Trzebieży o czym dowiedzieliśmy się w Jasienicy od członków Samej Ramy. Zwalniamy tempo i przed Tanowem doganiają nas. Jedziemy razem do Pilchowa, gdzie robimy pożegnalne zdjęcia i rozdzielamy się. Był to mój pierwszy wyjazd grupowy, na pewno nie ostatni. Ponieważ moje wrodzone oszczędzanie energii nie pozwoliło mi wyciągnąć aparatu przy tylu fotografach dziękuje za przesłane zdjęcia :) /zdj. Trendix/
I jeszcze na koniec pełniejsza i z większa ilością zdjęć relacja Pana Kierownika :) - Siwobrody



Dane wyjazdu:
112.00 km 6.00 km teren
06:03 h 18.51 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Nowe Warpno przez Niemcy

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 24.08.2012 | Komentarze 7



Wiedziony ciekawością po tym jak na forum RS padł pomysł przejechania do Nowego Warpna przez Niemcy ze względu na remont drogi udałem się na rekonesans. Z Zawadzkiego przez Głębokie, Pilchowo, Tanowo jadę do Dobieszczyna. Prace na drodze do Myśliborza i do Nowego Warpna trwają:

Jadę zatem prosto i mijając granice dojeżdżam do Hintersee. Tutaj skręcam w prawo na Rieth w szutrową dróżkę.


Po drodze mijam Ludwigshof pełne koni i takich dziwacznych rzeźb:

Dróżka szutrowa z niewielką ilością kamieni prowadzi po nasypie dawnej kolejki wąskotorowej.

W Rieth mijam plac w centrum i jadę prosto do ulicy Granicznej (Grenzstrasse), skręcam w prawo i do końca.

Ulica kończy się pętelką i dalej 500 m przez trawiastą drogę do mostku.


Od mostu po polskiej stronie zaczyna 500 metrów drogi utwardzonej całkiem możliwie, a kolejne dwa kilometry to już tylko piach i błoto:


W końcu docieram do końcówki remontowanej drogi, która chciałem ominąć. Zatem alternatywna droga do Nowego Warpna i tak wprowadziła mnie na zamknięty odcinek. Te kilometry po piachu to dla mnie niezły wycisk, mój rower nie nadaje się zupełnie na taką jazdę. Ale nie można poprowadzić, bo komary gryzą okrutnie :/ Szybko już docieram do Karszna i dalej do Nowego Warpna. Zjadam co nieco na ławeczce obok kościoła,robię objazd miasteczka, zdjęcie ratusza i rybaka na przystani jachtowej.


Więcej zdjęć z Warpna tutaj
Zawracam do domu tą samą drogą, jadę lasem do Rieth. Znowu dwa kilometry po piachu (ogólnie po wertepach trzy), niby z górki, ale cały czas pedałuje. Lepsze to jednak niż ciągła jazda tymi samymi drogami. W Rieth jadę zobaczyć jak wygląda Nowe Warpno od niemieckiej strony.

Po czym zawracam i udaję się w kierunku Ahlbeck. Tu mijam piękny kościół ryglowy z 1754 r. Po lewej stronie kościoła znajduje się pomnik ofiar I Wojny Światowej.

Kolejny pomnik stoi przy drodze w Gegensee, tym razem samotnie.

Wracam do Hintersee, ale nie jadę na Dobieszczyn tylko na Glashutte. Znajduje się tutaj dworzec dawnej kolejki wąskotorowej.

i jak zwykle pomnik ofiar Wielkiej Wojny:

i jeszcze widoczek jak z westernu

Robi się już szarawo, a dalej ciemno:

Wpadam na prosty i doskonały pomysł - lampkę diodową z kierownicy przyczepiam do kasku (oprócz tego mam normalne oświetlenie z dynama). Teraz widzę jakie mam przełożenia i dane licznika i pomykam sobie przez Grunhof, gdzie skręcam w lewo do Pampow i Blankensee. Tu przekraczam granice i przez Buk, Dobrą, Wołczkowo i Głębokie wracam do domu. Nowy rekord 112 km.

Dane wyjazdu:
42.00 km 2.00 km teren
02:31 h 16.69 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Police, Warszewo, Osów

Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 13.08.2012 | Komentarze 0



Wycieczka w niedzielę wieczorem zaczyna się bez celu. Toczę się ścieżką rowerową tempem anemiczno - żółwim. Zaraz w Pilchowie oglądam z bliska kościołek przy skrzyżowaniu, który zwykle mijam po drodze. Obok kościoła znajduje się XIX-wieczna dzwonnica. Ówcześnie zachowały się też fragmenty XIII-wiecznych kamiennych murów kościelnych, w obrębie których występuje starodrzew. Kościół i otoczenie znajduje się w rejestrze zabytków.


Skręcam w lewo w ulicę Wodociągowa, następnie w kolejną drogę stanowiącą Czarny Szlak. Oglądam z każdej strony Zakład Produkcji Wody, budynek będący perłą architektury przemysłowej epoki modernizmu. Modernizm niemiecki w latach 20 XX w. był awangardą światowej architektury. Budynek z klinkierowej cegły wygląda jak na archiwalnych zdjęciach.

Ruszam dalej, objeżdżam jezioro Bartoszewo, które o tej porze pachnie dymem i przypalonym mięsem i wracam na ścieżkę rowerową w kierunku Polic. Przed Trzeszczynem w krzakach po drugiej stronie drogi słyszę chrumkanie, po czym dzika locha szybko przebiega przez asfalt. Chwile po tym jak znika w zaroślach z krzaków wychodzi jeden warchlaczek. Przebiera małymi nóżkami i wbija się szczęśliwy w pokrzywy. Za chwile to samo robi drugi.

Więcej dziczków nie widać, więc dojeżdżam do Polic, gdzie fotografuję gotycka kaplice rynku, będącą niegdyś częścią kościoła. Podczas rozbiórki w 1985 r. pozostawioną ją jako pamiątkę dla potomnych.

Model kościoła stojącego w tym miejscu od połowy XIII wieku do czasu rozbiórki wykonał na podstawie starych zdjęć i szkiców pan Czesław Piekarski z Jasienicy.

Zaraz za kaplicą znajduje się wielki głaz, z tablicą dla uczczenia pamięci osób, które straciły życie na statku Bremerhaven. Ponieważ jest inicjatywa dawnych mieszkańców Polic (Niemców) napis jest taki lakoniczny. Tzw. osoby to więźniowie pracujący w Fabryce Benzyny Syntetycznej w Policach dla których statek był dodatkowo obozem karnym. Funkcjonował w latach 1940-1943. Jesienią 1943 roku obóz na statku SS Bremerhaven zostaje zlikwidowany. Jako powód uważa się zbyt dużą śmiertelność wśród więźniów oraz straty jakie poniosło Kriegsmarine co wiąże się z zapotrzebowaniem na nowe statki.

Z Polic wyjeżdżam w kierunku Przęsocina, chociaż długi podjazd jest tutaj bardzo nieprzyjemny. W Przęsocinie stoją przy drodze wraki myśliwca i helikoptera, chyba najbardziej rzucające się w oczy kierowcom.


Skręcam w prawo w ulicę Zagórskiego, która w pewnym momencie staje się ścieżką, po czym znowu ulicą. Prowadzi skrótem do Warszewa. W Warszewie mijam pomnik słonia dzieła Kurta Schwerdtfegera z 1934 r. Umiejscowiony na skwerze przy ul. Szczecińskiej, niegdyś zdobił podłużny basen, a sam służył jako fontanna. Po wojnie zdewastowany, odnowiony już z błędną datą - brak liczby cztery na końcu, a ozdobne koło w środku daty jest odczytywane jako zero.

Odwiedzam jeszcze warszewskie lapidarium.

W kierunku Osowa załapuję się na piękny rowerowy zachód słońca.

W Osowie fotografuję dzwonnice przy kościele z pilnującym jej kotem i kościół Matki Boskiej Bolesnej wymieniany w źródłach już w 1283 roku.


Z Osowa do Głębokiego zjazd z wielkiej góry, mogę rozpędzić się do 55 km/h. Od Głębokiego powoli do domu.

Dane wyjazdu:
100.00 km 12.00 km teren
05:26 h 18.40 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Nowe Warpno i pierwsza setka

Wtorek, 7 sierpnia 2012 · dodano: 08.08.2012 | Komentarze 0



Dzisiejszy wyjazd zapowiada się jako najdłuższy do tej pory. Wreszcie po kilkunastu latach przerwy chcę po raz kolejny przejechać rowerem 100 km. Mam nadzieję, że kolana wytrzymają.
Ruszam jak zwykle przez Pilchowo, Tanowo i Dobieszczyn w kierunku północnym, skręcam w prawo na Nowe Warpno i dalej cały czas prosto. Od skrzyżowania Myślibórz Wlk. - Trzebież droga jest zamknięta, ale napotykam na niej jedynie jeden ciągnik zbierający drewno. Póki co prace ograniczają się do wycinania drzew przy drodze i jest ona cały czas przejezdna, nie licząc licznych dziur w asfalcie.

Dojeżdżam do Karszna, dzielnicy Nowego Warpna niegdyś samodzielnej wsi (niem. Albrechtsdorf). Po lewej stoi malowniczy kościółek z 1793 r., po wojnie zrujnowany, odbudowany w latach 80 ubiegłego wieku. Kościółek pod wezwaniem św. Huberta, patrona myśliwych zdobią między innymi liczne trofea. Z uwagi na wystawę fotografii Państwa Bojarskich zatytułowaną "Świat, po którym pielgrzymował. Śladami Jana Pawła II" kościół jest otwarty.



W Nowym Warpnie zaglądam najpierw na camping po lewej stronie, gdzie za 2 zł można korzystać z plaży, a za 10 zł od osoby spać w namiocie. Zwiedzanie i zapoznanie się z terenem jest za darmo :)

Następnie przeskakuję na drugą stronę miasteczka w okolice przeprawy promowej, objeżdżam budynki z prawej strony i odnajduję trawiastą plażyczkę i suszące się sieci.

Samo miasteczko jest w trakcie remontu ulic i kostki na rynku, więc na zdjęciach staram się uchwycić tylko górę ratusza z 1897 r. i kościoła z 1693 r. (ostatnia odbudowa).


Kręcąc się po miasteczku napotykam jeszcze niedawno powstały port żeglarski nad Zalewem Szczecińskim.

Znowu przeskakuję na drugą stronę miasteczka wiedziony widokiem żagielków i latawców. Dzisiaj mocno wieje i na Jeziorze Nowowarpieńskim zobaczyć można takie obrazki:

Dalej jadę do Podgrodzia z jego dziwną plażą (linia brzegowa potrafi się cofnąć o kilkanaście metrów).

Stąd leśną piaszczystą drogą przebijam się około 2 km do Miroszewa. Stanica obozowa ZHP przy plaży jest osamotniona i popada w ruinę. Wąska plaża i trawiasta rozległa łąka nad nią będące doskonałym miejscem do letniego wypoczynku świecą pustkami.



Dalej około 10 km poruszam się niezbyt wygodna drogą z płyt betonowych mając po lewej stronie wał przeciwpowodziowy. Co kilkaset metrów wystarczy wspiąć się nań, by odnaleźć niewielkie plażyczki z wejściem do wody, gdzie można w spokoju odpocząć i wykąpać się.


Płytami dojeżdżam do Brzózek, gdzie stwierdzam, że bruk jakim jest wyłożona wieś jest sto razy gorszy od płyt :/ Wstrząs mózgu na trekkingu prawie gwarantowany. Jakoś udaje mi się z niego wyjechać i zaczynam już w miarę szybką drogę powrotną. Przed Trzebieżą skręcam w prawo na Myślibórz Wielki, na chwilę zaglądam nad Jezioro Piaski:

Tu już trochę niewyraźny:

Szlakiem Czerwonym Puszczy Wkrzańskiej jadę do szosy Tanowo - Dobieszczym. Od Tanowa do Pilchowa nieźle zmokłem, ponadto zaczyna mi doskwierać prawe kolano. Do domu wracam jednak o własnych siłach. Ostatnie dwa kilometry do setki dokręcam już na osiedlu.

Dane wyjazdu:
65.00 km 12.00 km teren
03:25 h 19.02 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Nad jezioro Karpino

Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 0



Dzisiejszą wycieczkę kieruje nad jezioro Karpino. Jeziorko widziałem o okresie zimowym i znalazłem doń dojście, zobaczymy jak tym razem. Standardowo ścieżką rowerowa jadę przez Pilchowo i Tanowo, w Tanowie wyjeżdżam w kierunku Dobieszczyna. Na wysokości skrętu na Zalesie odbijam w prawo na Szlak Czerwony Puszczy Wkrzańskiej. Na skrzyżowaniu szlaków, gdzie czerwony skręca w lewo do jeziora Piaski jadę prosto Szlakiem Zielonym Ornitologów.


Po dojechaniu do Karpina (obok mega śmierdzącego gospodarstwa), skręcam w lewo na ledwie widoczną drogę prowadzącą przez pole w lewo skos. Poczatki osady Karpin sięgają XVIII w. Była tu kolonia osadnicza rolników załozona przez radce wojennego Fryderyka Matthiasa. W wiekach późniejszych wielokrotnie sprzedawana. Na przełomie lat 80 i 90. XX w. część domostw Karpina opustoszało, a z czasem popadło w ruinę, którą rozebrano. Obecnie osada samotnicza - zachowały się trzy gospodarstwa, w tym budynek dworski (obenie odnowiony) wraz z pobliską aleją dębów i lip. Po około 800 m przebijania się trawiastą drogą dojeżdżam do miejsca gdzie do jeziora wlewają się wody rzeczki Karpina.


W tym miejscu można zwodować ponton i popływać po szczupakowym jeziorku, brzegi są bagniste i niedostepne, wszędzie pokrzywy i błoto, dalej się nie pcham, bo i po co. Trzeba by zimą tu przyjechać, albo właśnie z jakimś pływadłem.
Od Karpina dojeżdżam do drogi Myślibórz Wielki - Trzebież gdzie skręcam w prawo do Trzebieży właśnie. Powoli objeżdżam miasteczko oglądając zabudowę i jadę dalej. W Uniemyślu skręcam na Drogoradz, w Drogoradzu w lewo i następnie w prawo na Nową Jasienicę. Tu jadąc prosto wjeżdżam na Szlak Czarny Parków i Pomników Przyrody. Cały czas kieruję się do ujęcia wody, mam więc nadzieje na odnalezienie jakiegoś malowniczego bajorka leśnego, natomiast trafiam na takie coś.

Od Nowej Jasienicy jadę drogą gruntową do szosy Tanowo - Dobieszczyn. Przy samej drodze natrafiam jeszcze na widziany już wiele razy leśny grób. Z tego co udało mi się znaleźć Gerhard Linde był leśniczym. Wraz z rodziną zamieszkiwał pobliską leśniczówkę Jagerhof. Czy po wojnie wiedziony miłością do przyrody skończył podobnie jak Paul Robien ?

Przez Tanowo, Pilchowo standardowo wracam do Szczecina.


Dane wyjazdu:
43.00 km 9.00 km teren
02:22 h 18.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rezerwat Świdwie i Głazy Raminów

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0



Dzisiejsza wycieczka nastąpiła po tygodniowej przerwie. Tydzień na plaży i wieczorne grillowanie niespecjalnie przyczyniły się do kondycji więc turlam się w bardzo umiarkowanym tempie. Postanawiam odwiedzić po raz kolejny Rezerwat Świdwie i jak zwykle ścieżką rowerową jadę przez Głębokie, Pilchowo, Tanowo w kierunku na Dobieszczyn. Skręcam w lewo na Zalesie, gdzie wkrótce dojeżdżam do budynku nadleśnictwa Trzebież. Budynek, który mam przed oczami to pałac rodziny Arnim-Schlagenthin z 1910 roku. Pałac posiada trzy kondygnacje i wysoki dach. Do 2000 roku budynek niszczał pozostając we władaniu resortu rolnictwa. Po generalnym remoncie pałac przeszedł w ręce Nadleśnictwa Trzebież. W pobliskim parku krajobrazowym można znaleźć groby dawnych właścicieli.

Drogą gruntową w lewo kieruję się do Rezerwatu Świdwie. W samą porę, ponieważ deszcz zaczyna naprawdę mocno padać. Kryta słomą wieża widokowa daje schronienie. Pierwsze zdjęcia z kwietnia:



Po opuszczeniu rezerwatu udaję się do opuszczonego majątku dworskiego Gunice (niem. Gunitz). Majątek wraz z przyległą do niego wsią należały do rodu von Ramin. Jadąc drogą z Wegornika do Tanowa, około 800 metrów przed mostkiem na Gunicy, po prawej widzimy kasztanową aleję prowadzącą do ruin pałacyku.

Jeszcze w 1939 r. osada liczyła sobie 190 mieszkańców. Gunice 27 kwietnia 1945 zajęły wojska radzieckie. Pierwsi polscy osadnicy pojawili się tu przed końcem 1945 r. Powstał tu dworek myśliwski Lasów Państwowych. (rozebrany w 1963 r.) Od lat 60. XX wieku osiedle stopniowo pustoszało, a część zabudowań rozebrano. Ruiny są lepiej widoczne o okresie zimowym, zdjęcie z kwietnia.

Powróciwszy do głównej drogi cofam się jakieś 20 metrów do drogi w lewo skos. Idąc nią 300 metrów natkniemy się na urokliwy leśny cmentarz rodu Raminów. Na cmentarzyku znajduje się łącznie pięć nagrobków – przeważnie w formie naturalnych kamieni z odpowiednimi, bardzo lakonicznymi napisami (rodzina należała do masonerii). Na prośbę wnuka Raminów, który doprowadził do uporządkowania cmentarza dopisano na głazach także nazwiska dwóch członków rodziny zmarłych po wojnie.





Opuściwszy klimatyczny cmentarzyk uciekając przed kolejna ulewą wracam przez Tanowo do Szczecina i kończę malowniczą wycieczkę. Nieco zmoknięty, ale zadowolony.

Dane wyjazdu:
50.00 km 0.00 km teren
03:18 h 15.15 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Pałac von Raminów w Stolcu i Pętla Dobieszczyńska

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 17.07.2012 | Komentarze 0



W dniu dzisiejszym z żoną i jej chrześniakiem Szymonem wyjeżdżamy na powolny objazd tzw. Pętli Dobieszczyńskiej. Przez Głębokie, Wołczkowo docieramy do Dobrej, niestety głównie chodnikami ze względu na duży ruch.

Dopiero za Dobrą skręcamy w prawo na nową ścieżkę rowerową. Ścieżka jest już ukończona i jedzie się bardzo przyjemnie. Jak na niecałe 4 km to miejsc do odpoczynku jest aż nadto. Po dojechaniu do szosy jest już znacznie gorzej, bo do Stolca prowadzi droga dziurawa jak szwajcarski ser. Po dotarciu do wsi skręcamy w lewo by zobaczyć pałac von Raminów. Pierwsze, co rzuca się w oczy to neobarokowa brama o kutych bogato zdobionych skrzydłach. Ornament z prawej strony znalazł się już zapewne na złomowisku. Figury jeleni mają obtrącone poroża.


Aleją kasztanową docieramy pod pałac. Przed pałacem znajduje się podjazd poprzedzony przestrzenią ogrodową, okalająca gazon aleja prowadzi wprost pod drzwi wejściowe.

W środku pałac nie jest już tak okazały. Po wojnie stacjonowały w nim Wojska Ochrony Pogranicza, następnie Straż Graniczna.





Oryginalne deski przykryte zostały płytą paździerzowa i płytkami pcv.


Widok na jezioro Stolskie.

Widok z tarasu.

Herb von Raminów.

Od 2003 roku, po opuszczeniu pałacu przez Straż Graniczną popada on w ruinę. Na pamiątkę po niedawnych właścicielach pozostały dwa słupy graniczne wkopane przy podjeździe. To, że pogranicznicy dobrze się w pałacu czuli świadczą np. ścianki regips stawiane w jednym z pokoi mające przeistoczyć go w mieszkanie (pokoje mają około 60 m2). Zresztą duch pograniczników wciąż tkwi w świadomości lokalnej społeczności, którzy o pałacu mówią nie inaczej jak strażnica.
Po opuszczeniu terenu pałacu mijamy kościół i zaglądamy na dawny cmentarz.

Stoi tu pomnik nagrobny jednego z właścicieli - Juergena Bernarda von Ramin. Jego ulubionym zajęciem były polowania, niestety latem 1792 roku zginął w wyniku upadku z konia. Miał 28 lat. Ciało pochowano na przyległym do kościoła cmentarzu, gdzie żona zmarłego, Wilhelmina Juliana Amalia z domu von Haake, wystawiła mężowi pomnik. W górnej części pomnika znajduje się obramowany laurowym wieńcem medalion z wizerunkiem szlachcica, u jego boku postacie odzwierciedlające żoną i córkę pozostawione w żałobie.

Po chwili zjeżdżamy jeszcze na chwilę do jeziora Stolsko.

I stąd już dobrze znanymi drogami dojeżdżamy do Dobieszczyna, Tanowa, Pilchowa i wreszcie do Szczecina. Po drodze w Pilchowie pewna blond pani zajechała mi drogę na ścieżce rowerowej (pomimo włączonego światła) i na soczyste przeklnięcie zapragnęła mi tłumaczyć, że powinienem w tym miejscu schodzić z roweru i prowadzić. Brak słów. Na szczęście kolejny raz nie zawiodły hamulce, a mi udało się wrócić z wycieczki żywym :).

Dane wyjazdu:
43.00 km 0.00 km teren
03:05 h 13.95 km/h:
Maks. pr.:24.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Fabryka benzyny syntetycznej i lapidarium Police

Środa, 11 lipca 2012 · dodano: 14.07.2012 | Komentarze 1



Nadszedł czas wakacji i wakacyjnych wyjazdów. Ja jeszcze pracuję, za to mamy już gościa - chrześniaka żony Szymona. Dzisiaj szukamy pomysłu na wycieczkę rowerową. Szymona najbardziej pociągają Niemcy, ale bez paszportu jechać się nie da, a ze sobą nie zabrał. Ślęczy nad mapą i szuka alternatywy. Jak na 11 latka ma spory zapał, zobaczymy jak z siłami. W końcu pada pomysł pojechania do Polic. Ścieżką rowerową w tempie spacerowym jedziemy do ruin Fabryki Benzyny Syntetycznej. Po drodze oglądamy pomnik ofiar faszyzmu w Trzeszczynie i odrabiamy lekcję historii dotyczącą II Wojny Światowej. Na terenie fabryki obowiązkowe zdjęcie przy czerwonym elewatorze i wieży strażniczej oraz na schronie jednoosobowym.




Po skromnym posiłku na rampie i zaliczeni sesji foto (wreszcie ma mi kto zdjęcia robić) jedziemy do miasta szukać hamburgerów. Szymon zarządził, ja prowadzę. Droga w pewnym momencie się kończy i musimy przebijać się po nasypie kolejowym i dalej przez chaszcze i płoty. W końcu dotarliśmy do ulicy Jasienickiej. Stamtąd już prostą drogą jedziemy do miasta. Zaliczywszy kolejny posiłek zaczynamy kręcić do domu. Odwiedzamy jeszcze polickie lapidarium, gdzie znajduje się ponad 125 elementów sztuki sepulkralnej, zebranych z blisko 20 cmentarzy z terenu gminy. Tutaj ponownie dajemy sobie chwile na wyjaśnienie zawiłości historycznych i tłumaczenia czemu na płytach nagrobnych są niemieckie nazwiska.


Po drodze do Szczecina zaliczamy zdjęcie przy helikopterze straży pożarnej:

Do domu dojeżdżamy spokojnym tempem, Szymon zadowolony, dał radę i nawet bez specjalnego zmęczenia. 43 km - nowy rekord.