Info

avatar Ten blog rowerowy od czerwca 2012 r. prowadzi mih z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 2172.00 kilometrów (plus 1209 km sprzed bloga) w tym 127.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.36 km/h i zwiedzam świat.
Więcej o mnie. Niżej goście zliczani od listopada 2012 r.:

Flag Counter


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mih.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:433.00 km (w terenie 19.00 km; 4.39%)
Czas w ruchu:24:43
Średnia prędkość:17.52 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:72.17 km i 4h 07m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
50.00 km 0.00 km teren
03:01 h 16.57 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Dąbie,Szmaragdowe, Dziewoklicz, Portowe - po mieście

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 5



Dzisiaj zapowiada się ładne popołudnie. Umówiłem się z Marcinem na objazd miasta, tu nad jezioro, tam gdzieś - ot tak po prostu. Namawiam sąsiada Jacka, żeby odkurzył rower. Wspólnie jedziemy Arkońską, dalej Chopina, gdzie skręcamy w lewo pedałując wzdłuż nowej obwodnicy miasta. Nowiutka, asfaltowa ścieżka rowerowa :) Od Komuny Paryskiej zjeżdżamy w kierunku Stoczni Szczecińskiej po drodze zabierając Marcina i po Trasie Zamkowej cały czas ścieżkami jedziemy do Dąbia. Na plaży, kąpielisku miejskim nad Jeziorem Dąbie:

Przejeżdżamy obok najbardziej charakterystycznej budowli Dąbia:

Wieża tego kościoła ma obecnie 75 metrów wysokości i od czasów powojennych do 12 stycznia 2008, kiedy posadowiono zrekonstruowany hełm wieży katedry św. Jakuba (bazylika archikatedralna przy ul. Wyszyńskiego) była najwyższą wieżą kościelną w Szczecinie.
Ulica Gryfińską kierujemy się do krzyżówki Zdroje i cały czas prosto. Od Batalionów Chłopskich skręcamy w lewo w ulicę Kopalnianą do Jeziora Szmaragdowego. Jezioro powstało w wyrobisku dawnej kopalni kredy, eksploatowanej przez powstałą w 1862 roku pobliską fabrykę cementu portlandzkiego "Stern". 16 lipca 1925 roku natrafiono w ścianie południowej eksploatowanego wyrobiska na warstwę piasków, przez które nastąpił gwałtowny wylew wody i zalanie odkrywki. Na dnie jeziora wciąż znajdują się pozostałości górniczych maszyn i urządzeń. Przy zejściu do jeziora wznosi się betonowy mostek, pozostałość po torowisku wywożącej urobek kolejki.

Urobek wywożony kolejką utworzył Wzgórze Widok, sztuczne wywyższenie terenu o wys. 55 m n.p.m., położone na północny zachód od Jeziora Szmaragdowego. Podjeżdżamy tam betonową drogą, następnie skręcamy w prawo wzdłuż kierunkowskazu, zresztą widać już stąd polanę. Widoki naprawdę ładne, szkoda że aparat lichy.


Wracając do głównej drogi rozpędzam się z górki do 56 km/h. Szkoda, że bez okularów, dobrze, że w kasku. Tak w ogóle to dzisiaj testuję nowy zakup - Giro Athlon. Jest to mój trzeci kask, mam nadzieję, że już ostatni. Mój Lazer 2x3M pomimo, że wygodny i ładny (;p) okazał się jak dla mnie zbyt mało przewiewny :( Giro zamiast 13 kanałów jak Lazer ma ich aż 23. Wreszcie mimo kasku czuję wiatr we włosach, bezpieczna jazda staje się prawdziwą przyjemnością, jestem bardzo zadowolony. Tylko cena trochę nie bardzo.
Dalej kierujemy się Autostradą Poznańską do Dziewoklicza. Trasa ta autostradą jest tylko z nazwy, ograniczenie do 70 km/h nikogo jednak nie powstrzymuje od ciśnięcia na gaz. Tu jedziemy jak zwykle wklejeni na maksa w pobocze. Wreszcie zajeżdżamy na Dziewoklicz. Nigdy nie wgłębiałem się co jest dalej poza kąpieliskiem, a naprawdę warto. Sporo fajnych domków, wypożyczalnia kajaków, latem musi tu tętnić życie. Na plaży:


Dalej przez Wyspę Pucką po płytach jedziemy do Jeziora Portowego. Tu zaczyna się powtórka z poprzedniej soboty. Zawiało, nadpłynęły czarne chmury i zacząłem powoli nasiąkać deszczem. Jakieś sobotnie fatum. Zdjęć już nie robię, aparat schowany w torbie nakrytej pokrowcem. Jeszcze na koniec pogubiliśmy się przy kanale przeciskając się wędkarskimi ścieżkami. Zatem bez pytania przemykamy na skróty przez jakieś gospodarstwo w kierunku ulicy. Zamykając za sobą bramkę widzimy napis: "Uwaga zły pies". Ufff dobrze, że zły Ciapek nie lubi deszczu :) Jedziemy do Mostu Długiego i w prawo pod estakadę. Tu rozdzielamy się z Marcinem i wracamy do domu. Ni z tego ni z owego wyszło 50 km jazdy po mieście.

Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:36 h 16.67 km/h:
Maks. pr.:23.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do serwisu

Środa, 26 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj wreszcie jadę do serwisu Kadrzyński. Trochę trwało nim dotarł do mnie przełącznik pracy amortyzatora. Musiałem napisać maila do Unibike'a i ten element w końcu został mi wysłany. Trwało to równy miesiąc :/ , ale się udało. Okazało się, że po wsadzeniu tego "pypcia" jak już zwykłem go nazywać, amortyzatora nadal nie można przełączyć na sztywno. Czyli zepsuło się coś więcej. W serwisie pokręcili się, pooglądali i pada propozycja: zostawiam rower, zmieniają mi na inny amortyzator, a mój wysyłają do Unibike'a. Weekend zapowiada się ładny, a ja będę pewnie chciał pojeździć. Jak powiedzieli tak zrobili, na drugi dzień odbieram sprawny rower. Bez lampy wprawdzie, ale lepiej się nie dało, brak uchwytu. Doceniam, bardzo dziękuję, w weekend skorzystam na tej "pożyczce". Do domu wracam rowerem i od razu umawiam się z Marcinem na sobotnie ujeżdżanie sprzętu.
Kategoria 9. Serwis


Dane wyjazdu:
165.00 km 4.00 km teren
08:43 h 18.93 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Świnoujście - Szczecin przez Niemcy

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 5



Pomysł objechania zalewu Szczecińskiego chodził za mną od dawna. Problemem był początkowo brak formy, później brak kompanów i tak lato się skończyło, a ja dalej nie osiągnąłem celu. Podczas masy krytycznej rozmawiałem na ten temat z Januszem i to on podsunął mi prosty i jednocześnie genialny pomysł - do Świnoujścia jadę pociągiem i wracam rowerem. Od tego momentu zapomniałem o objechaniu całego zalewu, a skupiłem się tylko na części przez Niemcy. Marcin szybko podłapał temat. Zaczyna się planowanie trasy, drukowanie mapek, szukanie rozmówek polsko - niemieckich itd. :) Ostatecznie wczoraj rano po krótkich przygotowaniach spotkałem się z Marcinem, Arturem i Markiem na dworcu PKP.
Wstaję rano o 4:00, co dla mnie jest środkiem nocy i snuję się do kuchni. Wszystko mam już przygotowane, jedynie szybkie śniadanko i herbata do termosu. Ubieram się, na dworze zimno, dobrze, że wreszcie kupiłem sobie długie spodnie rowerowe. Wypróbuje się po drodze tak samo jak nowe siodełko Lepper Weltmeister. Na dworze lekko mży, jadę pierwsze 7 km przez puste ulice:

Na dworcu jestem pierwszy, za chwile przyjeżdża Artur i ładujemy się do pociągu. Marcin z Markiem też zdążyli (dobrze, bo Marcin ma bilety) i o 5:23 pociąg powoli rusza.

Na zdjęciu po kolei - Artur, Marek, Marcin i ja. Po dwóch godzinach dojeżdżamy do Świnoujścia, w międzyczasie robi się jasno. Zaraz po wyjściu z PKP podchodzimy pod przeprawę promową.

Widać już ślady jesieni - klucze odlatujących ptaków:

Po wylądowaniu na drugim brzegu jedziemy powoli przez miasto na plażę.

Pomimo wczesnej pory i soboty kilka osób już spaceruje, a mewy domagają się kawałka bułki.

Promenadą kierujemy się do Ahlbeck, jeszcze zdjęcie na granicy:


W Ahlbeck kręcimy się trochę tu i tam, między innymi wjeżdżamy na molo:


Poniewaz pojechaliśmy za daleko zamiast na Korswandt skręcamy na Gothen i musimy objechać jezioro Gothensee po drodze szutrowo - gruntowej. Za to później mamy kilka fajnych zjazdów i ładne widoki na jezioro.

Kierujemy się do drogi głównej w kierunku Anklam.

W Usedom zjeżdżamy z drogi głównej w kierunku Karnina, aby zobaczyć przęsło mostu dawnej linii kolejowej Ducherow - Świnoujście Główne. Częśc podnoszona mostu wpisana jest obecnie do rejestru zabytków.


Stąd można przedostać się do Kamp za 8,50 euro z rowerem, ale od początku nie zakładaliśmy takiej wersji i wracamy na mosty do Anklam, gdzie po dojechaniu robimy odpoczynek na rynku.



Z Anklam kierujemy się początkowo trasą rowerową w kierunku Ueckermunde, ale po kilku kilometrach po kocich łbach zawracamy do drogi głównej. Nagle zrywa się porywisty wiatr, który ledwo pozwala jechać. Czarne chmury na horyzoncie nie wróżą nam nic dobrego. Staramy się uciec przed nadciągającą nawałnicą, ale nie ma szans. Wkrótce jedziemy w strugach deszczu, po kaskach tłucze się niewielki grad, a ziąb ogarnia całe ciało.
Tu właściwie kończy się przyjemna wycieczka. Nie zwiedzamy już plaży w Ueckermunde, ani nie szukamy atrakcji w innych miastach. Odwiedzamy tylko markety, aby dokupić "izotoników" i coś słodkiego. Spodnie, bluza, buty - wszystko mokre i tak przez kilka godzin. Palce drętwieją i zimno strasznie, ale się nie załamujemy :)

Za Dobieszczynem zaczyna się dłuuuuga, nudna prosta. Jedziemy już właściwie w ciemnościach. Chłopakom dokuczają kolana, ja o dziwo bez najmniejszych śladów bólu. Zastanawiam się czy to sprawa spodni i dogrzanych kolan, czy sztywnej sztycy czy nowego siodełka ? O godzinie 20:30 po 12 godzinach ( w tym ok. 3 godzin zwiedzania i odpoczynków) dojeżdżamy do Głębokiego. Udało się. Tym razem dzienny przebieg to 165 km, czyli mój absolutny rekord, życiowy rekord :)

Na koniec dodam, że trwał akurat Tydzień Zrównoważonego Transportu, bilet kolejowy kosztował 15 zł, a rower jechał za darmo. 22 września - Europejski Dzień bez Samochodu.

Dane wyjazdu:
27.00 km 0.00 km teren
01:30 h 18.00 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Ujeżdżane nowego siodłeka z Misiaczami

Wtorek, 18 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 3

Po doświadczeniach z żelowym siodełkiem, od którego pomimo pampera tyłek boli już powyżej 80 km postanowiłem kupić siodełko skórzane. Wszystko przez srk23, który z kolei zakupił siodło za sprawą Misiacza. Trochę wysłanych wiadomości i wyczerpujących odpowiedzi (dzięki!) i zaczynam poszukiwania. Na nowego Brooksa za 350 zł trochę mi szkoda kasy, po poszukiwaniach trafiam na siodełko Lepper Classic Weltmeister za 180 zł. Takie tez zamówiłem, Misiacz dla Basi także. Wczoraj oprócz małego kręcenia wokół bloku przyszedł czas na wypróbowanie. Udało mi się ze słynnym szczecińskim blogerem (;p) i jego małżonką spotkać na os.Zawadzkiego i wspólnie przejechać kawałek do Głębokiego. Basia okazała się zadowolona z siodełka dosyć szybko, ja jeszcze nie do końca. Na miejscu koło Głebokiego małe regulacje, trochę pogadaliśmy i Misiacze wracają do domu, ja zaś robię objazd Bartoszewa.
Na koniec wnioski - siodełko dosyć małe, wygląda bardzo porządnie. Niestety nie zastosuje się go do nowoczesnych szytc, ponieważ musi być łapane za cztery druty. Musiałem kupić zwykła rurkę (12 zł) na którą nakłada się jarzmo (w komplecie z siodełkiem). Zwykłe rurki są cienkie więc musiałem dokupić przejściówkę (12 zł). Wkłada się to toto jedno na drugie, ściska i już można jeździć. Siodełko jest twarde, ale nie powinno obcierać, krótki dziób nie powoduje drętwienia. Póki co jestem zadowolony :)





Dane wyjazdu:
77.00 km 4.00 km teren
04:42 h 16.38 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do Penkun (Niemcy)

Czwartek, 13 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 3



Ostatnio na forum RS była propozycja wyjazdu do Penkun. Ponieważ tego dnia nie pojechałem postanowiłem zobaczyć co straciłem. Jechałem właściwie bez planu, co jakiś czas zerkałem na mapę i bywało, ze odnajdywałem się w miejscu innym jak zamierzałem, czyli standard. Droga do samego Penkun była pod wiatr, nad głowa przesuwały się deszczowe chmury, a ja jechałem z nadzieją, że z powrotem będzie z wiatrem. Niestety nie było :/
Z osiedla jadę na północ, skręcam w lewo w kierunku Mierzyna, stąd prosto do Stobna. Robię zdjęcie dworca PKP. Główną linią, jaka przechodzi przez stacje jest magistrala ze Szczecina do Pasewalk. Przed wojną była to linia dwutorowa, obecnie dwutorowy szlak kończy się właśnie w Stobnie.

Widok z szosy na Szczecin:

Następnie mijam Będargowo, gdzie odwiedzam kościółek z XIII wieku, wielokrotnie przebudowywany. W 1863 r. rozebrano wieżę kościelną, a dzwony przeniesiono do wolnostojącej dzwonnicy.



Rzut oka na panoramę Szczecina, chyba najładniejszą od tej strony:

Z Bedargowa przez Warnik kieruję się do wsi Barnisław. Tu także odnajduję kościół z przełomu XIII i XIV wieku z niewielkim cmentarzem:


Za Barnisławem skręcam w prawo w wąską, brukową drogę. Później dróżka się robi mało przejezdna, więc skręcam na ściernisko, a dalej już tylko przejście przez granicę "szlakiem przemytniczym".



W drodze do Pommellen mijam po lewej stronie wielką żwirownię:

W Pommellen objeżdżam późnogotycki kościół, u którego "stóp" ustawiony jest pomnik ofiar Wielkiej Wojny 1914-1918.


Z Pommellen kieruję się do Nadrensee i tu znajduję kolejny pomnik - "Zmarłym na pamiątkę, żywym ku przestrodze" :

Po lewej stronie stoi kościół ewangelicki z początku IV wieku.

Po drodze nad całkiem przyjemnym jeziorkiem Dammsee robię sobie postój i czas na mały posiłek. Plaża i pomost zachęcają do kąpieli w słoneczne dni, tylko woda jakaś taka zielona :/


Dalej dróżką cały czas pod wiatr powolutku toczę się do Krackow. Tu oglądam piękny kościół z XIII wieku i jak zwykle w pobliżu pomnik ofiar I Wojny Światowej.


Trochę kręcę się po miasteczku gapiąc się w mapę, jakiś starszy Niemiec widząc koszulkę "Szczecin na rowerach" zadowolony do mnie podchodzi i coś tam szwargocze. Rozumiem tylko "Sztetin", dziadek po angielsku nic, ja nie zgermanizowany więc tylko pokazuje na mapie Penkun, a on mi wskazuje kierunek jazdy i dziękuję, do widzenia. Macha za mną jakby wnuka żegnał co najmniej :) W końcu dojeżdżam do celu podróży. Po prawej stronie drogi widzę kamienny mur oporowy i wznoszące się nad nim zabudowania. Za chwilę pokazuje się brama, a za nią :

Malowniczo położona na górze zamkowej rezydencja w Penkun dominuje nad miastem. Prócz pochodzącego z XVI-XVII w. zamku w skład całego kompleksu zabudowań wchodzą relikty średniowiecznej warowni, budynek bramny z roku 1486, brama z 1614, dom zarządcy z XVIII w. oraz wzniesiony w XIX wieku budynek gospodarczy. Pierwowzorem architektonicznym dla budowniczych zamku było najprawdopodobniej północne skrzydło Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Kręcę się trochę po okolicy. Przy okazji mój Globetrotter przejeżdża swój 2000 km. Żadnych napraw, regulacji, wszystko chodzi jak zegarek oprócz zgubionego "dzyndzla" od amortyzatora, zresztą na zdjęciu widać jego brak :(

W Penkun odwiedzam jeszcze neogotycki kościół ewangelicki z cegły, na wysokim cokole z kamienia polnego, wzniesiony w latach 1858-1862.

Przed kościołem pomniki:


Z tym drugim to już chyba przesadzili, no ale są u siebie. W drodze na jeziorko Buergersee mijam jeszcze trzeci pomnik - głaz pod dębem. Nic na jego temat w necie nic nie znalazłem.

Nad jeziorem spędzam dłuższy czas, niestety wiatr ustał i z powrotem nic mnie nie popcha, a tak miałem nadzieję jako "odszkodowanie".

Do domu wracam w kierunku Storkow dalej drogą przy samej autostradzie do Nadrtensee. Przy dróżce rośnie dużo jabłoni i gruszy. Zaopatrzony jadę sobie spokojnie z górki zajadając gruszkę, gdy w pewnym momencie minęła mnie pędząca Skoda Yeti dosłownie o milimetry. Przez ruch na autostradzie jej nie słyszałem, kierowca nieźle mnie wystraszył. Jak na Niemca to nietypowe zachowanie, ale cóż. Znaczy się trzeba jeździć w kasku i tyle. Z Nadrensee jadę znowu do Pommellen, tutaj pedałując po płytach mijam żwirownie z lewej strony i szutrem za cmentarzem dojeżdżam do ... Kołbaskowa. Czyli nie tam gdzie chciałem. Stąd przez Smolęcin, Karwowo, Warzymice, Rajkowo i Ostoję właściwie cały czas z górki dojeżdżam do Szczecina. Polecam. Gruszki już dojrzały :)
Kategoria 5. Niemcy


Dane wyjazdu:
104.00 km 11.00 km teren
06:11 h 16.82 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jeziora Puszczy Bukowej

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 07.09.2012 | Komentarze 3



Dzisiaj postanawiam ponownie objechać Puszczę Bukową i tym razem odwiedzić jeziora puszczańskie - Glinna, Binowo i Wełtyń. Niestety moje plany zostały nieco pokrzyżowane, ale o tym później. Wyjeżdżam z osiedla kierując się ścieżkami rowerowymi - do Urzędu Miejskiego, okolic Kaskady i dalej przez Trasę Zamkową w kierunku Dąbia. Po kolei fotki - miejsce połowu ryb nad jeziorem Dąbie, kąpielisko miejskie i Harcerski Ośrodek Morski.



Po drodze mijam miejsce odpoczynku nad Płonią i widoczny stąd Kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny oraz fragment murów obronnych.

Po małym popasie na plaży ścieżką rowerową przy ulicy Szybowcowej jadę sobie prosto - zobaczyć gdzie prowadzi. Po drodze mijam rolkową mamę :) i dojeżdżam w sumie donikąd :/


Tutaj muszę się wrócić ulicą Goleniowską w prawo by po chwili skręcić w lewo Tczewską w kierunku Wielgowa. Przez wieś przejeżdżam szybko by na moment przystanąć przy poniemieckim budynku dworca Zdunowo na styku osiedli. Niemiecka nazwa stacji (Hohenkrug-Augustwalde) oznacza w tłumaczeniu Zdunowo-Wielgowo, zatem dokładniej obrazuje rzeczywistość.

Dojeżdżam do drogi Szczecin - Stargard i skręcam w prawo mijając mostek na Płoni, po czym w lewo w kierunku na Gorzów starą drogą krajową nr 3.

Przy kierunkowskazie na Gliną i Kołowo skręcam w prawo w ulice Nauczycielską jadąc dalej po bruku.

Stąd kieruję się pieszym szlakiem niebieskim im. Stanisława Grońskiego by dojechać w pobliże trzech jezior - jezioro Małe (Dereń), jezioro Leniwe i jezioro Glinna. Droga wiedzie raz brukiem, raz marnym asfaltem, w końcu szutrem. Gdy skręcam ostro w prawo skos kończy się droga, a zaczyna się ścieżynka. Mijam dwa pierwsze jeziora, gdzie nawet udaje mi się zrobić zdjęcie, by na wysokości Glinna utknąć na dobre.


Ciągnę rower przez bagna, co chwilę przerzucając go nad leżącymi kłodami, chowając głowę i oczy przed nisko zwisającymi gałęziami. W butach błoto, mokre skarpety, oblepione opony trą o błotniki, ja wściekły klnę na czym świat stoi. Nazwanie tej kleistej brei szlakiem turystycznym zakrawa na kpinę. Kilka kilometrów takiej wędrówki (rower prowadzę) wyciska ze mnie siły i chęci na dalszą wyprawę. Nawet nie dotarłem do porządnej plaży by zrobić zdjęcie :/



Gdy dochodzę w końcu do wstrętnego bruku nawet się ucieszyłem. Jadę w lewo do Binowa od czasu do czasu prowadząc rower po piachu. W Binowie chciałem wrócić się na Żelisławiec, by jednak zobaczyć J. Glinne, ale tubylcy mi odradzili - 4 kilometry po kocich łbach. To już lepiej 3 km po szutrze z dziurami (z górki) do Chlebowa, objeżdżając Jezioro Binowskie od lewej strony. Jeden z miejscowych fachowym okiem spojrzawszy na Globtottera mówi, że na bank przejedzie. Po ostatniej Masie Krytycznej porównałem mój trekking z innymi trekkingami i stwierdzam, że chyba bliżej mu do roweru górskiego. Opony całkiem grube - 28x1.60 (fakt, ze dmuchane do 6 bar słabo radzą sobie na piachu), całość jakoś taka toporna, ciężki jak cholera - to heja na maksa z górki, aż w kufrze kanapki ubijają się na placki. I jak miało być tak jest - daje radę :)

Z małą przerwą nad Jeziorem Bionowskim (fajny widok na wieżę w Kołowie) pedałuję do Chlebowa i przez Wysoką Kamieńską do Gardna. W Gardnie w prawo przez Wełtyń do Gryfina. Tu cały czas (9 km) pod wiatr. Odpuszczam sobie jezioro, w Wełtyniu robię zdjęcie jedynie starej chałupie z pruskiego muru, która najlepsze czasu ma już za sobą i kościołowi z przełomu XIV i XV wieku w trakcie wymiany poszycia wieży.


Cała wieś ma typową zabudowę poniemiecką z czerwonej cegły. Gdy w końcu docieram do Gryfina oglądam bramę miejską z około 1300 roku wzniesiona jako istotny element miejskich obwarowań i pozostałości murów obronnych.


Dalej kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny i po krótkim odpoczynku jadę przez otwarty most do Mescherin.


Stąd już ładnymi dróżkami do Staffelde (tu mijam prehistoryczny kurhan) i Neurohilitz do granicy w Rosówku.


Za Kołbaskowem zjeżdżam z głównej drogi na Smolęcim i Barnisław. Tu już dopadają mnie ciemności. W Smolęcinie odwiedzam ruiny kościółka z XIV wieku. Mimo, że okres II wojny światowej przetrwał w nienaruszonym stanie, nieużytkowany po wojnie popadł w zupełną ruinę. Do dzisiaj pozostały fragmenty ścian ze średniowiecznymi otworami okiennymi oraz częściowo zachowany ostrołukowy portal zachodni.

Na zjeździe w kierunku wsi Będargowo podziwiam panoramę Szczecina w nocy. To ostatnie zdjęcie.

Szybko, ze sporym już bólem prawego kolana jadę przez Stobno, Mierzyn do domu. Kolejna setka minęła. Przez stan naszych polskich "szlaków" musiałem odstąpić od pierwotnych zamiarów - brak czasu i chęci. W domu zmarznięty pakuję się w butach do wanny :)