Info

avatar Ten blog rowerowy od czerwca 2012 r. prowadzi mih z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 2172.00 kilometrów (plus 1209 km sprzed bloga) w tym 127.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.36 km/h i zwiedzam świat.
Więcej o mnie. Niżej goście zliczani od listopada 2012 r.:

Flag Counter


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mih.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

5. Niemcy

Dystans całkowity:683.00 km (w terenie 54.00 km; 7.91%)
Czas w ruchu:38:53
Średnia prędkość:17.57 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:85.38 km i 4h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
70.00 km 4.00 km teren
04:07 h 17.00 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szlak Bielika, ptasi sejmik, trzeci tysiąc kilometrów

Czwartek, 11 października 2012 · dodano: 11.10.2012 | Komentarze 4



Wyjazd zupełnie bez celu. No może mały, pierwszy cel jest - Cmentarz Centralny. Ostatnio modny, bo nabiera kolorów. Nabiera powoli, bo na moich zdjęciach niestety ich jeszcze mało:

Cmentarz wojenny i groby żołnierzy polskich:

A z drugiej strony żołnierze radzieccy. Kwatera wojenna znajduje się na głównej osi widokowej cmentarza, pomiędzy kaplicą, a Pomnikiem Braterstwa Broni (po lewej w dali). Spoczywa tu łącznie 3379 żołnierzy: 367 żołnierzy polskich (w tym 203 nieznanych) i 3012 żołnierzy radzieckich (2586 nieznanych):

Po opuszczeniu cmentarza jadę dalej w kierunku Pomorzan i kręcę się trochę wokół elektrowni szukając drogi do Autostrady Poznańskiej. W końcu jednak cofam się około 200 m i zjeżdżam w prawo ostro z górki do ul. Szczawiowej. Tu niebawem mijam ciekawy wiadukt ze świetlikiem. Wiadukt jest obiektem inżynierskim ukończonej w 1933 r. tzw. Guterumgehungsbahn czyli kolejowej obwodnicy Szczecina, której zadaniem było odciążenie Szczecina Głównego od ruchu towarowego. W fundamentach tego betonowego kolosa, po jego obydwóch stronach znajdują się owalne otwory przez które przepływa rzeczaka Bukowa (Buckowbach). Sam most widać, że miał być szerszy, czyli powinniśmy patrzeć na niego jak na tunel. Stąd byłby sens świetlika w górze.



Po dojechaniu do Autostrady Poznańskiej postanawiam odwiedzić Szlak Bielika, chociaż po przejechaniu go wiosną powiedziałem nigdy więcej. Przekonał mnie fakt, że nie odwiedziłem wtedy ostatniego, pięknego punku z widokiem na Gryfino. Zatem po kolei Siadło Dolne:

Rezerwat przyrody Wzgórze Widokowe nad Międzyodrzem, z widokiem ze stożkowatego wzniesienie Morenka o wysokości względnej około 35 m:


Tu po raz pierwszy postanowiłem nakręcić filmik jako element bloga (smartphone Nokia N8):

Po zjechaniu z wzgórza ponownie wspinam się pod górę tym razem po najgorszym wzniesieniu na szlaku. Nienawidzę go szczerze! Podjazd,a właściwie podejście powoduje jak zwykle wyplucie płuc :/

Dalej już jest lepiej:

W Moczyłach nie zjeżdżam do rzeki, bo za chwilę czekałby mnie i tak podjazd tylko jadę prosto na Kamieniec:

W tym miejscu jakoś mija trzeci tysiąc kilometrów tego roku (część nie była nierejestrowana w Bikestats). Na kierownicy wczorajszy zakup - Airzound, klakson na sprężone powietrze (to przez Groma i Janusza). Musze przyznać, ze użyty dzisiaj wielokrotnie :) Mój instruktor jazdy mówił mi zawsze: "Masz k... trąbę, to trąb !" Prawko zdałem za czwartym razem, ale ta nauka utkwiła mi w pamięci do dziś. Czuję się bezpieczniej kiedy mogę zastopować samochód wymuszający na mnie pierwszeństwo przeciągłym rykiem tego urządzenia :) Na zdjęciu też widoczne nitki babiego lata.

Jadę dalej do Pargowa, gdzie fotografuję ruiny kościoła z XIV wieku, z pięknie zachowanym herbem rodziny von Blumennthal na ścianie frontowej.


A to wspomniany widok przy samej granicy, dla którego odbyłem wycieczkę Szlakiem Bielika, tym razem ostatnią, obiecuję ! Szlak nieutwardzony - szuter i kamienie wciąż luźne, no może oprócz miejsc ubitych jako tako przez ciągniki rolnicze (wyraźne ślady przy polach). Do tego wiraże zryte motorami lub samochodami terenowymi, wszelkie zabezpieczenia objechano bokiem. Jednym słowem mimo pięknych okoliczności przyrody wnerw totalny. I żal.


Dalej na chwilę przeskakuję na niemiecką stronę. W okolicy Neurochlitz słyszę krzyki setek ptaków gotujących się do odlotu. Zebrały się tu na ptasim sejmiku.

Postanawiam nakręcić to zbiegowisko z bliska. We wsi skręcam w prawo i pomimo jakieś tabliczki z napisem przy drodze wbijam się na pola. Nie mam pojęcia co to był za napis, pocieszam się tylko, że nie "Achtung Minen" :) Na szczęście nikt mnie nie pogonił i udało się nakręcić taki filmik:

To moje pierwsze spotkanie z tak dużą grupą ptaków (na 99% żurawi). Napawa mnie to dużą radością, a jednocześnie pewnym smutkiem z powodu nadchodzącej zimy. Kolejny rok mija bezpowrotnie. Szarpany zmiennymi uczuciami pedałuję przez Kołbaskowo, Smolęcin, Będargowo,Stobno i Mierzyn do domu. Zimno.

Dane wyjazdu:
165.00 km 4.00 km teren
08:43 h 18.93 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Świnoujście - Szczecin przez Niemcy

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 5



Pomysł objechania zalewu Szczecińskiego chodził za mną od dawna. Problemem był początkowo brak formy, później brak kompanów i tak lato się skończyło, a ja dalej nie osiągnąłem celu. Podczas masy krytycznej rozmawiałem na ten temat z Januszem i to on podsunął mi prosty i jednocześnie genialny pomysł - do Świnoujścia jadę pociągiem i wracam rowerem. Od tego momentu zapomniałem o objechaniu całego zalewu, a skupiłem się tylko na części przez Niemcy. Marcin szybko podłapał temat. Zaczyna się planowanie trasy, drukowanie mapek, szukanie rozmówek polsko - niemieckich itd. :) Ostatecznie wczoraj rano po krótkich przygotowaniach spotkałem się z Marcinem, Arturem i Markiem na dworcu PKP.
Wstaję rano o 4:00, co dla mnie jest środkiem nocy i snuję się do kuchni. Wszystko mam już przygotowane, jedynie szybkie śniadanko i herbata do termosu. Ubieram się, na dworze zimno, dobrze, że wreszcie kupiłem sobie długie spodnie rowerowe. Wypróbuje się po drodze tak samo jak nowe siodełko Lepper Weltmeister. Na dworze lekko mży, jadę pierwsze 7 km przez puste ulice:

Na dworcu jestem pierwszy, za chwile przyjeżdża Artur i ładujemy się do pociągu. Marcin z Markiem też zdążyli (dobrze, bo Marcin ma bilety) i o 5:23 pociąg powoli rusza.

Na zdjęciu po kolei - Artur, Marek, Marcin i ja. Po dwóch godzinach dojeżdżamy do Świnoujścia, w międzyczasie robi się jasno. Zaraz po wyjściu z PKP podchodzimy pod przeprawę promową.

Widać już ślady jesieni - klucze odlatujących ptaków:

Po wylądowaniu na drugim brzegu jedziemy powoli przez miasto na plażę.

Pomimo wczesnej pory i soboty kilka osób już spaceruje, a mewy domagają się kawałka bułki.

Promenadą kierujemy się do Ahlbeck, jeszcze zdjęcie na granicy:


W Ahlbeck kręcimy się trochę tu i tam, między innymi wjeżdżamy na molo:


Poniewaz pojechaliśmy za daleko zamiast na Korswandt skręcamy na Gothen i musimy objechać jezioro Gothensee po drodze szutrowo - gruntowej. Za to później mamy kilka fajnych zjazdów i ładne widoki na jezioro.

Kierujemy się do drogi głównej w kierunku Anklam.

W Usedom zjeżdżamy z drogi głównej w kierunku Karnina, aby zobaczyć przęsło mostu dawnej linii kolejowej Ducherow - Świnoujście Główne. Częśc podnoszona mostu wpisana jest obecnie do rejestru zabytków.


Stąd można przedostać się do Kamp za 8,50 euro z rowerem, ale od początku nie zakładaliśmy takiej wersji i wracamy na mosty do Anklam, gdzie po dojechaniu robimy odpoczynek na rynku.



Z Anklam kierujemy się początkowo trasą rowerową w kierunku Ueckermunde, ale po kilku kilometrach po kocich łbach zawracamy do drogi głównej. Nagle zrywa się porywisty wiatr, który ledwo pozwala jechać. Czarne chmury na horyzoncie nie wróżą nam nic dobrego. Staramy się uciec przed nadciągającą nawałnicą, ale nie ma szans. Wkrótce jedziemy w strugach deszczu, po kaskach tłucze się niewielki grad, a ziąb ogarnia całe ciało.
Tu właściwie kończy się przyjemna wycieczka. Nie zwiedzamy już plaży w Ueckermunde, ani nie szukamy atrakcji w innych miastach. Odwiedzamy tylko markety, aby dokupić "izotoników" i coś słodkiego. Spodnie, bluza, buty - wszystko mokre i tak przez kilka godzin. Palce drętwieją i zimno strasznie, ale się nie załamujemy :)

Za Dobieszczynem zaczyna się dłuuuuga, nudna prosta. Jedziemy już właściwie w ciemnościach. Chłopakom dokuczają kolana, ja o dziwo bez najmniejszych śladów bólu. Zastanawiam się czy to sprawa spodni i dogrzanych kolan, czy sztywnej sztycy czy nowego siodełka ? O godzinie 20:30 po 12 godzinach ( w tym ok. 3 godzin zwiedzania i odpoczynków) dojeżdżamy do Głębokiego. Udało się. Tym razem dzienny przebieg to 165 km, czyli mój absolutny rekord, życiowy rekord :)

Na koniec dodam, że trwał akurat Tydzień Zrównoważonego Transportu, bilet kolejowy kosztował 15 zł, a rower jechał za darmo. 22 września - Europejski Dzień bez Samochodu.

Dane wyjazdu:
77.00 km 4.00 km teren
04:42 h 16.38 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do Penkun (Niemcy)

Czwartek, 13 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 3



Ostatnio na forum RS była propozycja wyjazdu do Penkun. Ponieważ tego dnia nie pojechałem postanowiłem zobaczyć co straciłem. Jechałem właściwie bez planu, co jakiś czas zerkałem na mapę i bywało, ze odnajdywałem się w miejscu innym jak zamierzałem, czyli standard. Droga do samego Penkun była pod wiatr, nad głowa przesuwały się deszczowe chmury, a ja jechałem z nadzieją, że z powrotem będzie z wiatrem. Niestety nie było :/
Z osiedla jadę na północ, skręcam w lewo w kierunku Mierzyna, stąd prosto do Stobna. Robię zdjęcie dworca PKP. Główną linią, jaka przechodzi przez stacje jest magistrala ze Szczecina do Pasewalk. Przed wojną była to linia dwutorowa, obecnie dwutorowy szlak kończy się właśnie w Stobnie.

Widok z szosy na Szczecin:

Następnie mijam Będargowo, gdzie odwiedzam kościółek z XIII wieku, wielokrotnie przebudowywany. W 1863 r. rozebrano wieżę kościelną, a dzwony przeniesiono do wolnostojącej dzwonnicy.



Rzut oka na panoramę Szczecina, chyba najładniejszą od tej strony:

Z Bedargowa przez Warnik kieruję się do wsi Barnisław. Tu także odnajduję kościół z przełomu XIII i XIV wieku z niewielkim cmentarzem:


Za Barnisławem skręcam w prawo w wąską, brukową drogę. Później dróżka się robi mało przejezdna, więc skręcam na ściernisko, a dalej już tylko przejście przez granicę "szlakiem przemytniczym".



W drodze do Pommellen mijam po lewej stronie wielką żwirownię:

W Pommellen objeżdżam późnogotycki kościół, u którego "stóp" ustawiony jest pomnik ofiar Wielkiej Wojny 1914-1918.


Z Pommellen kieruję się do Nadrensee i tu znajduję kolejny pomnik - "Zmarłym na pamiątkę, żywym ku przestrodze" :

Po lewej stronie stoi kościół ewangelicki z początku IV wieku.

Po drodze nad całkiem przyjemnym jeziorkiem Dammsee robię sobie postój i czas na mały posiłek. Plaża i pomost zachęcają do kąpieli w słoneczne dni, tylko woda jakaś taka zielona :/


Dalej dróżką cały czas pod wiatr powolutku toczę się do Krackow. Tu oglądam piękny kościół z XIII wieku i jak zwykle w pobliżu pomnik ofiar I Wojny Światowej.


Trochę kręcę się po miasteczku gapiąc się w mapę, jakiś starszy Niemiec widząc koszulkę "Szczecin na rowerach" zadowolony do mnie podchodzi i coś tam szwargocze. Rozumiem tylko "Sztetin", dziadek po angielsku nic, ja nie zgermanizowany więc tylko pokazuje na mapie Penkun, a on mi wskazuje kierunek jazdy i dziękuję, do widzenia. Macha za mną jakby wnuka żegnał co najmniej :) W końcu dojeżdżam do celu podróży. Po prawej stronie drogi widzę kamienny mur oporowy i wznoszące się nad nim zabudowania. Za chwilę pokazuje się brama, a za nią :

Malowniczo położona na górze zamkowej rezydencja w Penkun dominuje nad miastem. Prócz pochodzącego z XVI-XVII w. zamku w skład całego kompleksu zabudowań wchodzą relikty średniowiecznej warowni, budynek bramny z roku 1486, brama z 1614, dom zarządcy z XVIII w. oraz wzniesiony w XIX wieku budynek gospodarczy. Pierwowzorem architektonicznym dla budowniczych zamku było najprawdopodobniej północne skrzydło Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Kręcę się trochę po okolicy. Przy okazji mój Globetrotter przejeżdża swój 2000 km. Żadnych napraw, regulacji, wszystko chodzi jak zegarek oprócz zgubionego "dzyndzla" od amortyzatora, zresztą na zdjęciu widać jego brak :(

W Penkun odwiedzam jeszcze neogotycki kościół ewangelicki z cegły, na wysokim cokole z kamienia polnego, wzniesiony w latach 1858-1862.

Przed kościołem pomniki:


Z tym drugim to już chyba przesadzili, no ale są u siebie. W drodze na jeziorko Buergersee mijam jeszcze trzeci pomnik - głaz pod dębem. Nic na jego temat w necie nic nie znalazłem.

Nad jeziorem spędzam dłuższy czas, niestety wiatr ustał i z powrotem nic mnie nie popcha, a tak miałem nadzieję jako "odszkodowanie".

Do domu wracam w kierunku Storkow dalej drogą przy samej autostradzie do Nadrtensee. Przy dróżce rośnie dużo jabłoni i gruszy. Zaopatrzony jadę sobie spokojnie z górki zajadając gruszkę, gdy w pewnym momencie minęła mnie pędząca Skoda Yeti dosłownie o milimetry. Przez ruch na autostradzie jej nie słyszałem, kierowca nieźle mnie wystraszył. Jak na Niemca to nietypowe zachowanie, ale cóż. Znaczy się trzeba jeździć w kasku i tyle. Z Nadrensee jadę znowu do Pommellen, tutaj pedałując po płytach mijam żwirownie z lewej strony i szutrem za cmentarzem dojeżdżam do ... Kołbaskowa. Czyli nie tam gdzie chciałem. Stąd przez Smolęcin, Karwowo, Warzymice, Rajkowo i Ostoję właściwie cały czas z górki dojeżdżam do Szczecina. Polecam. Gruszki już dojrzały :)
Kategoria 5. Niemcy


Dane wyjazdu:
104.00 km 11.00 km teren
06:11 h 16.82 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jeziora Puszczy Bukowej

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 07.09.2012 | Komentarze 3



Dzisiaj postanawiam ponownie objechać Puszczę Bukową i tym razem odwiedzić jeziora puszczańskie - Glinna, Binowo i Wełtyń. Niestety moje plany zostały nieco pokrzyżowane, ale o tym później. Wyjeżdżam z osiedla kierując się ścieżkami rowerowymi - do Urzędu Miejskiego, okolic Kaskady i dalej przez Trasę Zamkową w kierunku Dąbia. Po kolei fotki - miejsce połowu ryb nad jeziorem Dąbie, kąpielisko miejskie i Harcerski Ośrodek Morski.



Po drodze mijam miejsce odpoczynku nad Płonią i widoczny stąd Kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny oraz fragment murów obronnych.

Po małym popasie na plaży ścieżką rowerową przy ulicy Szybowcowej jadę sobie prosto - zobaczyć gdzie prowadzi. Po drodze mijam rolkową mamę :) i dojeżdżam w sumie donikąd :/


Tutaj muszę się wrócić ulicą Goleniowską w prawo by po chwili skręcić w lewo Tczewską w kierunku Wielgowa. Przez wieś przejeżdżam szybko by na moment przystanąć przy poniemieckim budynku dworca Zdunowo na styku osiedli. Niemiecka nazwa stacji (Hohenkrug-Augustwalde) oznacza w tłumaczeniu Zdunowo-Wielgowo, zatem dokładniej obrazuje rzeczywistość.

Dojeżdżam do drogi Szczecin - Stargard i skręcam w prawo mijając mostek na Płoni, po czym w lewo w kierunku na Gorzów starą drogą krajową nr 3.

Przy kierunkowskazie na Gliną i Kołowo skręcam w prawo w ulice Nauczycielską jadąc dalej po bruku.

Stąd kieruję się pieszym szlakiem niebieskim im. Stanisława Grońskiego by dojechać w pobliże trzech jezior - jezioro Małe (Dereń), jezioro Leniwe i jezioro Glinna. Droga wiedzie raz brukiem, raz marnym asfaltem, w końcu szutrem. Gdy skręcam ostro w prawo skos kończy się droga, a zaczyna się ścieżynka. Mijam dwa pierwsze jeziora, gdzie nawet udaje mi się zrobić zdjęcie, by na wysokości Glinna utknąć na dobre.


Ciągnę rower przez bagna, co chwilę przerzucając go nad leżącymi kłodami, chowając głowę i oczy przed nisko zwisającymi gałęziami. W butach błoto, mokre skarpety, oblepione opony trą o błotniki, ja wściekły klnę na czym świat stoi. Nazwanie tej kleistej brei szlakiem turystycznym zakrawa na kpinę. Kilka kilometrów takiej wędrówki (rower prowadzę) wyciska ze mnie siły i chęci na dalszą wyprawę. Nawet nie dotarłem do porządnej plaży by zrobić zdjęcie :/



Gdy dochodzę w końcu do wstrętnego bruku nawet się ucieszyłem. Jadę w lewo do Binowa od czasu do czasu prowadząc rower po piachu. W Binowie chciałem wrócić się na Żelisławiec, by jednak zobaczyć J. Glinne, ale tubylcy mi odradzili - 4 kilometry po kocich łbach. To już lepiej 3 km po szutrze z dziurami (z górki) do Chlebowa, objeżdżając Jezioro Binowskie od lewej strony. Jeden z miejscowych fachowym okiem spojrzawszy na Globtottera mówi, że na bank przejedzie. Po ostatniej Masie Krytycznej porównałem mój trekking z innymi trekkingami i stwierdzam, że chyba bliżej mu do roweru górskiego. Opony całkiem grube - 28x1.60 (fakt, ze dmuchane do 6 bar słabo radzą sobie na piachu), całość jakoś taka toporna, ciężki jak cholera - to heja na maksa z górki, aż w kufrze kanapki ubijają się na placki. I jak miało być tak jest - daje radę :)

Z małą przerwą nad Jeziorem Bionowskim (fajny widok na wieżę w Kołowie) pedałuję do Chlebowa i przez Wysoką Kamieńską do Gardna. W Gardnie w prawo przez Wełtyń do Gryfina. Tu cały czas (9 km) pod wiatr. Odpuszczam sobie jezioro, w Wełtyniu robię zdjęcie jedynie starej chałupie z pruskiego muru, która najlepsze czasu ma już za sobą i kościołowi z przełomu XIV i XV wieku w trakcie wymiany poszycia wieży.


Cała wieś ma typową zabudowę poniemiecką z czerwonej cegły. Gdy w końcu docieram do Gryfina oglądam bramę miejską z około 1300 roku wzniesiona jako istotny element miejskich obwarowań i pozostałości murów obronnych.


Dalej kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny i po krótkim odpoczynku jadę przez otwarty most do Mescherin.


Stąd już ładnymi dróżkami do Staffelde (tu mijam prehistoryczny kurhan) i Neurohilitz do granicy w Rosówku.


Za Kołbaskowem zjeżdżam z głównej drogi na Smolęcim i Barnisław. Tu już dopadają mnie ciemności. W Smolęcinie odwiedzam ruiny kościółka z XIV wieku. Mimo, że okres II wojny światowej przetrwał w nienaruszonym stanie, nieużytkowany po wojnie popadł w zupełną ruinę. Do dzisiaj pozostały fragmenty ścian ze średniowiecznymi otworami okiennymi oraz częściowo zachowany ostrołukowy portal zachodni.

Na zjeździe w kierunku wsi Będargowo podziwiam panoramę Szczecina w nocy. To ostatnie zdjęcie.

Szybko, ze sporym już bólem prawego kolana jadę przez Stobno, Mierzyn do domu. Kolejna setka minęła. Przez stan naszych polskich "szlaków" musiałem odstąpić od pierwotnych zamiarów - brak czasu i chęci. W domu zmarznięty pakuję się w butach do wanny :)

Dane wyjazdu:
88.00 km 6.00 km teren
04:53 h 18.02 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Nad jezioro Kiessee w Krugsdorf (Niemcy)

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 1



W dniu dzisiejszym jadę w kierunku Niemiec. Chcę zobaczyć Kiessee w Krugsdorf. Nie wiem, kto z blogerów odwiedził je pierwszy, ale znalazłem opisy u kilku osób i stwierdziłem, ze kolej na mnie. Trzeba jakoś wykorzystać ostatnie dni wakacji.
Zaczynam od Mierzyna i robię zdjęcia XIII wiecznego kościoła parafialnego z drewnianą wieżą z XVIII wieku:

Następnie Bismark i również XIII wieczny kamienny kościół bez wieży:

W Locknitz zajeżdżam nad jezioro będące także kąpieliskiem miejskim

Piękne jezioro Locknitzer See bywa mylone w niektórych opisach z dużo mniejszym umiejscowionym nieco na południe Leichensee zwanym jeziorem trupów. Wedle legendy grobla Retzinger Burgwall na jeziorze Leichensee była kiedyś słowiańskim wałem obronnym, ostatnim miejscem ucieczki przed niemieckimi panami feudalnymi. W średniowieczu osiedlili się tam rycerze-rabusie którzy napadali na przepływające przez Randow statki handlowe. Zabite załogi statków wyrzucano do jeziora. Na szczęście w tym większym można się kąpać bez obaw :)
Kilka metrów od jeziora znajduje się pomnik. Nie ma na nim szczególnych opisów, ale przypuszczam, że to standardowa lista ofiar I Wojny Światowej

W centrum miasta pomnik trębacza i kota. Człowiek w długim płaszczu odczytywał mieszkańcom ważne informacje w ciągu dnia, a w nocy pełnił funkcję stróża, który trąbką informował o powstaniu pożaru.

Mijam kościół w Rossow z przełomu XIII i XIV wieku:

W Zerrenthin stoi kościół ewangelicki z XIII wieku. We wnętrzu znajdują się cenne pozostałości odwodowego fryzu ściennego z pierwszej połowy XVI wieku przedstawiającego wizerunki apostołów i świętych.


Po lewej stronie jak zwykle pomnik ofiar Wielkiej Wojny:

W końcu dojeżdżam do celu podroży. Jezioro Kiessee w Krugsdorf jest naprawdę malowniczo położone. Wysokie brzegi z licznymi plażami zachęcają do kąpieli. Z jednej strony umiejscowiony jest ośrodek wypoczynkowy.


Po Niemczech poruszam się w nowej koszulce dumnie pokazując na ramionach godło Polski:

Koszulka bardzo fajna, dobrze odprowadza pot, tylko z przodu materiał jakiś taki trochę lichy, uwypukla się w kształt sporej półkuli ;)
Po odpoczynku nad jeziorem jadę zobaczyć kościół ewangelicki z przełomu XVII i XVIII wieku z muru pruskiego

Na rondku przed kościołem kolejny pomnik ofiar I Wojny Światowej

Za kościołem dostrzegam zespół pałacowy Schloss Krugsdorf (Pałac Krugsdorf). W czasach NRD mieściła się tam baza transportowa. Obecnie pałac i sąsiadujące z nim budynki gospodarcze należą do holenderskiego finansisty Barta Fernhouta i są remontowane. Udało się m. in. odtworzyć wygląd fasady pałacu z początku XX wieku.

Następnie jadę do Gorkow. Trochę przez pomyłkę, ale nie żałuję. Tu także znajduję kościółek, a przy nim stary cmentarz:


Chwilę kręcę się wokół. Z pobliskich zabudowań podbiega do mnie niemiecki hund. Zastanawiam się czego ode mnie chce, ale jest przyjaźnie nastawiony. Po krótkim zapoznaniu zawija z ziemi pierwszy lepszy kijek i rzuca mi pod nogi. No i zaczyna się zabawa w aportowanie.


Jak już się dobrze nabiegał żegnam wesołe psisko. Mój Misiek zachowuje się podobnie. Spuszczony ze smyczy szuka najpierw kija, później "jelenia" do rzucania - z tym, ze preferuje małoletnich :)
Szczęśliwie dzisiejsze opady mijam jakoś bokiem, w drodze powrotnej muszę co chwila robić postój, aby nie wjechać w chmurę leniwie przemieszczającą się w kierunku Polski

Jadąc w kierunku Boock napotykam po prawej ruiny wiatraka

Ostatnia miejscowość przed granicą to Blankensee i kolejny kościół. Podłużna otynkowana budowla z kamienia polnego, część wschodnia z roku ok. 1500, zachodnia z wieżą dachową z roku 1777, zmodyfikowaną w okresie późniejszym.

Obok jak zwykle pomnik

Świątynia została zamknięta przez służby sanitarne z powodu zagrzybienia konstrukcji drewnianych. Mimo kilkakrotnych remontów, jakie przeszedł kościółek w ostatnim dziesięcioleciu – obiekt wciąż jest zagrożony i zamknięty.
Po przekroczeniu granicy jak zwykle - Buk, Dobra, Wołczkowo, Głębokie i do domu. Dzisiaj uaktywniłem sobie roaming w komórce i wreszcie jadę bez strachu, że w razie awarii roweru lub mnie zostanę w Niemczech na zawsze :) Z powodu częstego szukania właściwej drogi (mimo, że i tak pojechałem inaczej niż chciałem) wskazania mapy rozbiegają się znacznie ze skazaniem licznika.
Kategoria 5. Niemcy


Dane wyjazdu:
112.00 km 6.00 km teren
06:03 h 18.51 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Nowe Warpno przez Niemcy

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 24.08.2012 | Komentarze 7



Wiedziony ciekawością po tym jak na forum RS padł pomysł przejechania do Nowego Warpna przez Niemcy ze względu na remont drogi udałem się na rekonesans. Z Zawadzkiego przez Głębokie, Pilchowo, Tanowo jadę do Dobieszczyna. Prace na drodze do Myśliborza i do Nowego Warpna trwają:

Jadę zatem prosto i mijając granice dojeżdżam do Hintersee. Tutaj skręcam w prawo na Rieth w szutrową dróżkę.


Po drodze mijam Ludwigshof pełne koni i takich dziwacznych rzeźb:

Dróżka szutrowa z niewielką ilością kamieni prowadzi po nasypie dawnej kolejki wąskotorowej.

W Rieth mijam plac w centrum i jadę prosto do ulicy Granicznej (Grenzstrasse), skręcam w prawo i do końca.

Ulica kończy się pętelką i dalej 500 m przez trawiastą drogę do mostku.


Od mostu po polskiej stronie zaczyna 500 metrów drogi utwardzonej całkiem możliwie, a kolejne dwa kilometry to już tylko piach i błoto:


W końcu docieram do końcówki remontowanej drogi, która chciałem ominąć. Zatem alternatywna droga do Nowego Warpna i tak wprowadziła mnie na zamknięty odcinek. Te kilometry po piachu to dla mnie niezły wycisk, mój rower nie nadaje się zupełnie na taką jazdę. Ale nie można poprowadzić, bo komary gryzą okrutnie :/ Szybko już docieram do Karszna i dalej do Nowego Warpna. Zjadam co nieco na ławeczce obok kościoła,robię objazd miasteczka, zdjęcie ratusza i rybaka na przystani jachtowej.


Więcej zdjęć z Warpna tutaj
Zawracam do domu tą samą drogą, jadę lasem do Rieth. Znowu dwa kilometry po piachu (ogólnie po wertepach trzy), niby z górki, ale cały czas pedałuje. Lepsze to jednak niż ciągła jazda tymi samymi drogami. W Rieth jadę zobaczyć jak wygląda Nowe Warpno od niemieckiej strony.

Po czym zawracam i udaję się w kierunku Ahlbeck. Tu mijam piękny kościół ryglowy z 1754 r. Po lewej stronie kościoła znajduje się pomnik ofiar I Wojny Światowej.

Kolejny pomnik stoi przy drodze w Gegensee, tym razem samotnie.

Wracam do Hintersee, ale nie jadę na Dobieszczyn tylko na Glashutte. Znajduje się tutaj dworzec dawnej kolejki wąskotorowej.

i jak zwykle pomnik ofiar Wielkiej Wojny:

i jeszcze widoczek jak z westernu

Robi się już szarawo, a dalej ciemno:

Wpadam na prosty i doskonały pomysł - lampkę diodową z kierownicy przyczepiam do kasku (oprócz tego mam normalne oświetlenie z dynama). Teraz widzę jakie mam przełożenia i dane licznika i pomykam sobie przez Grunhof, gdzie skręcam w lewo do Pampow i Blankensee. Tu przekraczam granice i przez Buk, Dobrą, Wołczkowo i Głębokie wracam do domu. Nowy rekord 112 km.

Dane wyjazdu:
56.00 km 13.00 km teren
03:23 h 16.55 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Niemcy - Ladenthin, Hohenholz, Lebehn, Grambow

Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 0



W dniu dzisiejszym wybieram się na stronę niemiecką. Wycieczka właściwie bez celu, z małym nastawieniem na obejrzenie jeziora w Lebehn. Mapa nie pokazuje, aby była tam plaża, trzeba by sprawdzić. Wyjazd zaczynam od Mierzyna, gdzie wjeżdżam na kompleks sportowy Mierzynianka. Przy okazji mogę wypróbować nową blokadę U-lock Magnum 3000. Zapinam rower bez problemu do latarni i wchodzę na wieżę widokową. Blokada jest duża, szeroka, ciężka - 2,6 kg, na szczęście bez problemu mieści się w kufrze. Początkowo żałowałem, że rzuciłem się na najgrubszą i najmocniejszą, ale teraz jestem zadowolony. Mogę bez strachu się na wieże wdrapać i na moment spuścić rower z oczu. Smutne, że w takich czasach przyszło żyć. Widoczek z wieży raczej skromny, ale kompleks naprawdę fajny.

Za Dołujami poruszam się Szlakiem Parków i Pomników Przyrody.

Za Kościnem kończy się asfalt i przebijam się przez błota, za to napotykam fajne jeziorko.


Jakoś docieram do Bobolina, gdzie pod kościołem fotografuję kolejny z pomników Wielkiej Wojny czyli kamień z wyrytymi nazwiskami mieszkańców wsi, którzy zginęli podczas I Wojny Światowej. Nazwiska oczywiście niemieckie, ledwo już widoczne, wyraźnie prezentuje się odznaczenie żelaznego krzyża.

Granicę przekraczam w Warniku skąd dojeżdżam do Ladenthin. Niedaleko za wioską kończy się asfalt i tłukę się po bruku przez kilka kilometrów do Hohenholz.

W Hohenholz skręcam w prawo i ścieżką rowerową jadę do Lebehn. Jeziorko prezentuje się co najmniej skromnie. Napotykam za to ładnie utrzymany pomnik.


Z Lebehn jadę do Grambow i dalej do granicy w Lubieszynie. Przez Dołuje, Skarbimierzyce i Mierzyn docieram do domu.
Kategoria 5. Niemcy


Dane wyjazdu:
11.00 km 6.00 km teren
00:51 h 12.94 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Powolny objazd Głębokiego

Wtorek, 3 lipca 2012 · dodano: 05.07.2012 | Komentarze 0

Jak w tytule powolny objazd Głębokiego w towarzystwie żony. Tego dnia dokonaliśmy zakupu roweru. Trzy biegi w piaście, typowo miejski, wygodny Accent, z którego żona jest bardzo zadowolona. Tempo spacerowe.